poniedziałek, 13 lutego 2017

Velvet Heaven roz. V



Zgodnie z obietnicą, na Walentynki wrzucam kolejny rozdział. Mi również zróbcie walentynkę i jeśli czytasz - daj chociaż znać, zaznacz swoją obecność! ;)


V.

„Spokojna  woda jest bardzo głęboka,
Tęsknota niczym mocne wino,
Kiedy się w niej zanurzysz,
Nic już nie będzie takie samo.
Spokojna woda płynie głęboko,
Tęsknota jest nieskazitelna i zimna.
Ktokolwiek napije się tej wody,
Będzie zgubiony .”

Dzień wydawał się mu jaśniejszy, ludzie piękniejsi, niebo bardziej niebieskie. Czuł buzującą pod skórą energię, która wypełniała go całego, mrowiła go przyjemnie w koniuszkach palców. Jego odziane w trampki stopy rytmicznie uderzały raz po raz w podłoże, kiedy tak stał wciśnięty w tłum ludzi podróżujących metrem. Pogrążony w myślach i wspomnieniach, zupełnie nie dostrzegał swojego otoczenia; stanowiło coś w rodzaju przezroczystego, niezbyt interesującego hologramu.

Jeśli to było coś złego, to dlaczego sprawiło, że czułem się tak dobrze?

Wszystkie jego dotychczasowe pragnienia zbladły w porównaniu z tym, jak bardzo pożądał tego mężczyzny. Nowa konsola, wyjazd na wakacje, rozpaczliwe pragnienie wygrania meczu koszykówki. To wszystko wydawało mu się teraz takie śmieszne i nieistotne. Kyoji czuł, że ostatniego wieczoru pomachał na pożegnanie swojemu dzieciństwu. Otworzyły się przed nim wrota do nieznanego świata, do którego za wszelką cenę chciał się dostać.

Gdy pociąg dotarł do właściwej stacji, wraz z masą ludzi wydostał się na zewnątrz, po czym szybkim krokiem z torbą przerzuconą przez ramię ruszył w stronę szkoły. Wciągnął w płuca rześkie, poranne powietrze. Nogi same niosły go przed siebie, choć zdecydowanie wolałby iść gdziekolwiek był teraz Takashi, a nie na jakieś nudne lekcje.

Poczekam kilka dni i napiszę do niego.

Zdawał sobie sprawę, że nachalność potrafiła zabić każdy rodzaj relacji, szczególnie na samym początku. Powziął mocne postanowienie, że nie będzie zamęczał Takashi’ego żenującymi, płaczliwymi wiadomościami, jak to miały w zwyczaju robić znane mu dziewczyny, kiedy przymilały się do swoich chłopaków.  Niektórzy z nich nieraz byli bliscy utopienia swoich telefonów w filiżance herbaty, aby tylko uwolnić się od gorliwej, nieustannej adoracji ich wybranek.

Zaraz…? Czy to znaczy, że Takashi jest moim chłopakiem?

Przystanął w pół kroku. Nigdy dotąd nie zastanawiał się, co to znaczy z kimś chodzić. Czy wystarczyło umawiać się i całować? A może trzeba było zapytać o to potencjalnego kandydata lub kandydatkę? Przypomniały mu się sceny, które wielokrotnie widział w szkole. Spłonionych ze wstydu chłopców i dziewczyny, którzy całymi dniami czatowali na obiekt swoich westchnień i gdy tylko go złapali idącego gdzieś samotnie, zaraz zarzucali swoimi wyznaniami. Było to na tyle powszechne, że nie odbierał takiego zachowania jako dziwne, lecz jednocześnie wydawało mu się śmieszne i dziecinne. Nie mógł wyobrazić sobie siebie pytającego Takashi’ego czy chce z nim chodzić.

- Hej, Kyoji!!

Odwrócił się i rozejrzał, słysząc, że ktoś woła jego imię.

Oho, literat idzie. Ciekawe, co on o tym myśli.

Naoki dobiegł do niego i skinął głową na przywitanie.

- Idziesz dziś do szkoły wcześniej niż zwykle – zauważył.

- Jakoś obudziłem się wcześniej.

- Taki się z ciebie zrobił ranny ptaszek? Pamiętam jak kiedyś w weekend nie mogłem się do ciebie dodzwonić o jedenastej.

- Weekend to weekend. Został stworzony po to, aby się wyspać.

Naoki zaśmiał się i przytaknął. Przez chwilę szli w milczeniu, po czym Naoki spojrzał na niego uważnie, poprawił swoje okulary i zagadał:

- Jak tam udała się randka?

Kyoji’ego zamurowało i spojrzał na niego zszokowany.

- Skąd wiesz?! Od kiedy zostałeś telepatą?

Naoki znów parsknął śmiechem i wyjaśnił:

- Jesteś tak rozpromieniony, że nie trzeba mieć żadnych super mocy, aby na to wpaść. No, to jak?

Kyoji westchnął sfrustrowany.

- Ale ty jesteś ciekawski… A twoja? – zapytał, przypominając sobie o sławetnej randce bibliotecznej.
 
Naoki zachłysnął się powietrzem i znów nerwowo poprawił okulary. Najwyraźniej nie spodziewał się, że piłeczka tak szybko zostanie odbita z powrotem do jego bramki.

- Cóż… było fajnie.

- Czyżby wasze ręce się zetknęły, kiedy przypadkowo sięgaliście po to samo zakurzone tomiszcze? – Kyoji z uśmiechem naigrawał się z przyjaciela, ciesząc się, że tym razem to nie on jest pod ostrzałem dociekliwych pytań. Zarobił sobie tym naburmuszone spojrzenie i zdecydowane uderzenie w ramię.

- Au! No co? Tylko zgaduję!

- Śmiejesz się ze mnie!

- Gdzież bym śmiał?

Usta Naoki’ego drgnęły, natychmiast dostrzegł tę spontaniczną grę słów. Uspokoił się nieco i dodał:

- Potem poszliśmy do kawiarni.

- O-o, no i co?

- Okazało się, że czytamy tych samych autorów! To niesamowite, nie? To musi być przeznaczenie! – oznajmił z lśniącymi oczami.

Kyoji przewrócił oczami.

- Umówiłeś się z dziewczyną czy poszedłeś na spotkanie kółka literackiego? Jaka ona jest? Ładna?

- Wspólne zainteresowanie to podstawa! – obruszył się chłopak.

- No to ładna czy nie?

Naoki uśmiechnął się tajemniczo i skinął głową.

- Myślisz, że cię lubi?

- Rany, Kyoji, czy to jakiś wywiad?

- Odpłacam się za ostatni raz – mruknął żartobliwie.

- No właśnie, jak tam u ciebie?

Kyoji zaniemówił, zastanawiając się, co mógłby zdradzić.

- My też byliśmy w kawiarni. Hej, Naoki – zagadał, nim chłopak zdążył dopytać się o szczegóły. – Myślisz, że powinienem ją zapytać czy no… chce być moją dziewczyną?

Naoki skrzywił się i odparł po chwili namysłu:

- Nie pytałbym, szczególnie jeśli jest starsza. To straszna dziecinada.

- Skąd więc mam wiedzieć czy… no…

- Takie rzeczy się wie i już!

Kyoji spojrzał na niego bez przekonania.

- Myślisz?

- Pewnie. Żyj chwilą, wybadaj gdzie są granice i mury, które postawiła i postaraj się przez nie powoli przebić. Nie trzeba wszystkiego etykietować.

- Wow, brzmisz jak prawdziwy specjalista, chociaż dopiero co byłeś na pierwszej randce. To akapit z jakiejś książki?

Naoki spojrzał na niego z dezaprobatą.

- Teraz to już otwarcie się ze mnie nabijasz. Sam przychodzisz do mnie po rady!

- Nie, nie, doceniam tę wielką skarbnicę twojej wiedzy.

- Cholerny cynik.

- Wcale nie! Naprawdę tak myślę!

- Poproś mnie tylko znowu o zadanie z japońskiego, wtedy zobaczysz…

Szli tak powoli w stronę szkoły, nieustannie się przekomarzając. Kyoji zarobił jeszcze kilka siniaków, ale nie przejmował się tym wcale, pomyślał tylko, że Naoki jest zupełnie jak młodszy, zadziorny brat.


***


Leniwie patrzył na ekspres, w którym właśnie przygotowywała się jego poranna kawa. Uwielbiał jej zapach, uważał, że kawa była tym wspaniałym cudem, bez którego nigdy nie udałoby mu się normalnie funkcjonować. Zarwane noce robiły swoje i nie pamiętał dnia, kiedy nie obudziłby się z okropną, pulsującą w głowie migreną.

Harukaze wykonywała swój poranny, rytualny taniec, na przemian kręciła się wokół własnej osi, ocierała o lodówkę i kładła na podłodze z łapkami w górze. Patrzyła mu głęboko w oczy, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego i czarując go kocią telepatią: Spójrz, jaka jestem urocza. Jestem taka ładna. Przecież zasłużyłam na dokładkę, prawda?

Takashi z uśmiechem zsunął się z krzesła i ku kociej euforii otworzył magiczne pudło, z którego wyciągnął świeże mięso. Harukaze najwyraźniej nie zarejestrowała tego faktu, bo gdy chciał zamknąć drzwiczki, połowa jej ciała wciąż znajdowała się w środku.

- Hej. Chcesz być pingwinem?

Z westchnieniem najpierw nałożył  jedzenia do jej miski, resztę z powrotem schował, odsunął kota i zamknął lodówkę.

Usiadł znów na swoim miejscu i sięgnął po niedopitą kawę.

Jego myśli powędrowały do wczorajszego wieczoru. Wszystko dokładnie sobie zaplanował. Celowo zabrał chłopaka do miejsca, o którym wiedział, że będzie zionęło pustką. Czasem zastanawiał się jak Nancy w ogóle była w stanie utrzymać swój lokal, może miała jakieś tajemne sposoby. Takashi na początku nie był pewien czy Kyoji pozwoli mu na cokolwiek, nie znał go tak dobrze. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy przypomniał sobie zmieszanie i nieporadność chłopaka.

„Jesteś taki… taki… wysoki.”

Dawno nie usłyszał czegoś tak rozbrajającego, chłopak zdecydowanie dostarczał mu rozrywki i był ciekawą odskocznią od codzienności. Kiedy wczoraj go dotykał, uderzyło go, jaki był łatwy i chętny. Błagał go o więcej każdym swoim gestem. Był przekonany, że gdyby wepchnął go wtedy pod stół i kazał mu sobie obciągnąć, z pewnością zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Nie chciał jednak przeciągać struny, obawiając się, że Nancy w końcu mogła wejść na górę. To było rewelacyjne, był taki uległy i pozwoliłby mu na wszystko, chociaż prawie się nie znali i z tego co wiedział, był prawiczkiem. Ten paradoks zdecydowanie połechtał jego ego.

Jest zupełnie zwariowany na moim punkcie.

Praktyczna część natury Takashi’ego nakłaniała go, aby rozważył wszystkie możliwe sposoby, na jakie mógł ten fakt wykorzystać. Coś dzikiego i mrocznego z kolei, co od czasu do czasu kłapało zębami i wydawało z siebie cichy warkot, mruknęło do niego, jak dobrze byłoby sprawdzić, jak dalece może się posunąć w naciskaniu chłopaka, ile siły miałby użyć, aby go złamać. Czy wtedy nadal patrzyłby na niego tymi błagalnymi, pełnymi uwielbienia oczami?

Wszystko z czasem, z czasem.

Po ich pierwszym spotkaniu myślał, że po prostu go zerżnie, biorąc jak najwięcej przyjemności z ich wspólnej nocy, po której już nigdy więcej by się nie spotkali. Dostrzegał jednak przed sobą wiele obiecujących możliwości, które miał ochotę wprowadzić w życie. Był ciekawy jak chłopak będzie reagował na jego próby odebrania mu wolności, miał różne pomysły, co mógłby zrobić i jak go wykorzystać. Był bardzo młody i już po pierwszym spotkaniu dało się wyczuć, że Takashi wywierał na nim ogromny wpływ. To będzie łatwizna, okręcić go sobie wokół palca.

Ostatecznie, możemy się trochę razem pobawić.


***


- „Twoje oczy, o pani, przypominają taflę jeziora, srebrzystą i nieprzeniknioną, pilnie strzegącą swoich tajemnic. Któż wiedzieć może, co się znajduje pod jej powierzchnią? Chciałbym zgłębić tę tajemnicę, ma miła. Kiedy mam w dłoni twoją dłoń, serce trzepocze mi w piersi jak zlękniony ptak, przerażony uczuciami tak wzniosłymi i dotąd nieosiągalnymi. Jesteś jak bogini, tak piękna, że uroda wszystkich innych jest niczym szyderstwo matki natury.” Doprawdy, Naoki! To ma być powieść współczesna? Ty się cofnąłeś chyba o całe milenium! 

Naoki był tak zawstydzony, że nawet jego uszy płoniły się czerwienią. Wyrwał Kyoji’emu kartki, które ten trzymał i mruknął cicho:

- Nie musiałeś czytać tego na głos!

Kyoji zorientował się, że postąpił zbyt szorstko i pośpieszył z wyjaśnieniami.

- Nie, nie, to jest… całkiem dobre! Ale powiedziałeś, że to współczesna historia. Czy ktokolwiek tak się teraz wyraża?

- No. Ja.

Kyoji z uśmiechem przewrócił oczami.

- Ty… to ty.

- H-hej, co przez to rozumiesz?

- To, że ty widzisz srebrzyste tafle jeziora i nieziemskie boginie, a inni po prostu… fajne dupy.

Naoki skrzywił się, słysząc takie określenie.

- Przecież jak tak będę pisał, to będzie… zupełna kaszana. Nie będzie w tym nic ciekawego.

- Ale teraz odbiegasz od realizmu.

- To mam napisać „fajna dupa” zamiast przepiękna bogini? – rzucił z powątpiewaniem.

- Nie! Myślę, że powinieneś pisać tak, jak piszesz, choć ze mnie to żaden ekspert. Nigdy nawet nie przeczytałem żadnej lektury. Ale… wydaje mi się, że to faktycznie jest ładne. I takie bardzo twoje. Dlatego zmieniłbym czas akcji. Kiedy to pisano o tym kolesiu z czaszką?

- Masz na myśli Hamleta?

- Chyba. Może zadatuj to na podobny okres? Zdaje mi się, że jest w podobnym tonie.

Naoki przycisnał swój rękopis do piersi i spojrzał na Kyoji’ego z uwielbieniem.

- Kyoji.

- C-co? Co się tak dziwnie patrzysz? – zagadał, nagle czując się bardzo nieswojo pod niecodziennym spojrzeniem przyjaciela.

- Ty… ty mnie właśnie porównałeś do Szekspira! 

- No widzisz, zawsze mówiłem, że powinieneś pisać – odparł z uśmiechem, nie bardzo wiedząc co ten cały Szekspir w sobie takiego miał. – Swoją drogą, nieźle się zakochałeś. To ona sprawiła, że tak cię natchnęło?

Naoki otworzył usta i wypuścił kartki, które trzymał.

- Nie! – krzyknął przerażony. – Coś ci się pomieszało, to wcale nie ma z nią nic wspólnego – mruknął cicho, zbierając swój rękopis z podłogi. Kyoji również uklęknął, aby mu pomóc.

- Nie musisz się wstydzić. To przecież normalne. Kiedy się znowu zobaczycie?

Naoki westchnął ciężko i odparł:

- No nie wiem. Nie wiem czy… powinienem ją zagadywać. Może dla niej to było tylko wspólne oddanie książek i tyle.

- Przestań. Taki jesteś odważny w podejmowaniu moich decyzji, a teraz sam tchórzysz?

Naoki wyglądał na zirytowanego.

- Wiesz, jacy są wszyscy. Niby są w porządku i są dla mnie mili, ale tak naprawdę uważają mnie za dziwadło.

Kyoji drgnął i jego dłoń zamiast sięgnąć po ostatnią kartkę, nagle zastygła w bezruchu. Naoki nigdy dotąd się przed nim nie otwierał w ten sposób, nigdy też nie mówił o podejściu innych do niego.
Chłopak najwyraźniej zrozumiał jego zaskoczenie, bo dodał zaraz:

- Myślisz, że nie zauważyłem? Jak się ze mnie nabijają, jak mówią, że od tego czytania w końcu pomiesza mi się w głowie? Że nie nadaję się do funkcjonowania w grupie? Nie jestem ani ślepy ani głupi, Kyoji.

Kyoji westchnął, zupełnie zagubiony w obecnej sytuacji. Nie spodziewał się takiego obrotu rozmowy i nie wiedział, co powinien powiedzieć.

- N-naoki…

Naoki pokręcił głową z uśmiechem, dając mu znak, aby nie kontynuował.

- Nie szukam pocieszenia. Nie dbam o to. Nie lubię takich rzeczy jak inni, lubię co innego. Dlatego jest, jak jest. Przywykłem do tego. Tylko… jeśli Tsubasa też jest dla mnie miła i przyjazna, a potem naśmiewa się ze mnie razem z innymi… albo uważa mnie za odmieńca… - zacisnął zęby i pokręcił głową. – Tego bym nie zniósł. Dlatego może lepiej wcale się nie angażować.

- Przecież powiedziałeś, że ona też lubi czytać. Czytacie te same książki. – zauważył Kyoji. – Dlaczego więc miałaby się z ciebie naśmiewać? To tak jakby śmiała się też z samej siebie.

- Tak, czyta, ale… dużo osób czyta, ale jakoś funkcjonują w społeczeństwie. Nie wyłączają się tak, jak ja. Ja żyję raczej na stronach opowieści. No i… nie jestem typem faceta, który podoba się dziewczynom.

Kyoji przewrócił oczami.

- A ja może jestem?

Naoki spojrzał na niego badawczo i uznał szczerze:

- Myślę, że ty możesz być.

-Niby dlaczego?

- Nie wyglądasz źle. I masz w sobie taki… sarkazm, którym często trafiasz w samo sedno. Myślę, że dlatego ta twoja może cię lubić – podsumował.

Kyoji był tak zszokowany niespodziewanym komplementem, że aż zaniemówił.

- Widzisz dalej i głębiej niż ci się wydaje – chłopak dodał po chwili.

- Gdybyś tylko widział, jakiego robię z siebie idiotę, jak przy niej jestem, to zmieniłbyś zdanie. 
Zupełnie tak, jakby odjęło mi rozum i nagle nie miałbym siedemnastu lat, tylko siedem.

Naoki zaśmiał się na taką szczerą uwagę.

- To by znaczyło, że ktoś jeszcze się tutaj zakochał, no nie?

Kyoji machnął lekceważąco ręką.

- Przestań. Tak jakbym potrzebował takich problemów. To tylko… - urwał w pół słowa.

No właśnie, tylko… co? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie miał pojęcia, w co brnął i jak to się skończy. Wiedział tylko, że bardzo chce znów zobaczyć Takashi’ego i dać się mu zaprowadzić, gdzie tylko postanowi go zabrać. Do barów, w których kwitło zepsucie, króliczych nor, jelenich kryjówek, najlepiej, żeby było to gdzieś, gdzie mógłby znów do niego przylgnąć i posunąć się o krok dalej. Krok po kroku ku niewiadomej, coraz dalej od dobrze znanych, bezpiecznych stron.


***


Nigdy nie robili tego w pełnym oświetleniu. Satoshi był mężczyzną, który cenił sobie dobry smak i doskonale wiedział, jakie elementy ze sobą połączyć, aby stworzyć idealną atmosferę. Nie był jak ci, którzy przychodzili po szybki, wulgarny seks pozbawiony jakiekolwiek wyższej emocji; nie należał również do tych, którzy w ramionach prostytutek szukali zapomnienia i ukojenia dla ich zbolałych serc. Satoshi był  człowiekiem wyważonym, który wiedział po co i gdzie przychodził, lecz potrafił tę niezbyt wysublimowaną sprawę zawoalować odrobiną flirtu i romantycznego uroku. Kiedy pił z Takashi'm po lampce szampana lub wina, rozmawiał z nim lekkim tonem, lecz nigdy nie pytał go o jego życie osobiste. Mówili zwykle o rzeczach błahych, które tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia, takie sobie małe tête-à-tête. W tym samym czasie Takashi jednak czuł na sobie bezustannie świdrującą go parę rozżarzonych oczu, które bezgłośnie szeptały mu o rzeczach, które Satoshi miał zamiar z nim zrobić.  

Był doskonałym kochankiem; czułym, umiejętnym, nigdy nie odszedłby, zostawiając Takashi’ego niezaspokojonego. Nie dał mu odczuć, że był kimś gorszym, plugawym, żałosnym, wręcz przeciwnie; zdawał się czerpać wyjątkową przyjemność z ich wspólnych chwil i sowicie rekompensował się za ciało, którego Takashi mu użyczał. Obawiał się, że ta zaskakująca czułość i uprzejmość w końcu odsłonią swoje karty, ukazując coś, czego Takashi nie miał ochoty oglądać: uczucie i mimowolne przywiązanie.  Jednak mimo upływającego czasu, Satoshi nie zrobił ani nie powiedział nic, co by na to wskazywało. Takashi niemal odetchnął z ulgą. Najwidoczniej był po prostu jak dawny, bogaty dżentelmen, który traktował swoje prostytutki jak wielkie damy.

Choć nigdy by się do tego nie przyznał, lubił, gdy Satoshi do niego przychodził. Mógł odpocząć przy kieliszku, zrelaksować się niezobowiązującą rozmową. Potem pozwalał się całować, dotykać, mężczyzna zawsze zaczynał powoli. Po kilku razach Takashi zrozumiał, że wprawienie go w drżenie najwyraźniej dostarczało mu osobistej satysfakcji. Musiał widzieć w jego oczach, w każdym jego ruchu, że Takashi nie dawał mu tego tylko dla pieniędzy; dawał mu to, bo naprawdę tego chciał.

Kiedy byli już zupełnie nadzy i mężczyzna wtargnął w niego, Takashi zachłysnął się powietrzem i odrzucił do tyłu głowę.  Wiedział, że to, co mu się przytrafiło stanowiło absolutną rzadkość. Doskonały, czuły partner i żadnych zobowiązań. Te rzeczy bardzo rzadko chodziły parami. Po chwili rozluźnił się, z chęcią przyjmując kolejne pchnięcia, które wyduszały z niego ciche jęki.

Satoshi wciąż patrzył na niego z takim samym, jeśli nie większym, żarem, jak wcześniej, gdy siedzieli przy stoliku. Nie potrafił rozgryźć tego mężczyzny. Był dla niego taki dobry, a nigdy nie zażądał czegoś, co sugerowałoby osobisty sentyment. W tamtej chwili nie myślał jednak o tym. Skupiał się na kolejnych, coraz silniejszych falach rozkoszy, ciężkim, silnym ciele, które czuł na sobie, na tej obezwładniającej magii seksu dwojga zgranych kochanków.  W tamtej chwili Kyoji zdawał się być bardzo, bardzo daleko. Nie myślał o nim. Myślał tylko o wypełniającej go przyjemności, która pozwoliła mu zapomnieć o wszystkim.


***


Dni w szkole ciągnęły się leniwie. Kyoji zupełnie stracił zainteresowanie nauką. Wcześniej od czasu do czasu zaglądał do książek, słuchał na lekcjach, obecnie był do tego zupełnie niezdolny. Jego dotychczasowe, codzienne życie zupełnie straciło barwy. Tak jakby zaczął naprawdę żyć dopiero kilka dni temu, u „Pana Rogacza”, jakby obudził się z długiego, głębokiego snu. Euforia, jaka mu towarzyszyła po ich wspólnym wyjściu całkowicie ustąpiła miejsca nerwowemu napięciu i  wątpliwościom.

Po dwóch dniach wymienił się z Takashi’m kilkoma SMSami, ale mężczyzna był najwyraźniej zajęty, więc wysłał mu tylko zdawkowe odpowiedzi. Wydawało mu się, że bardzo niechętne i chłodne.

Może chce mnie spławić.

Ta myśl była tak niepokojąca i napastliwa, że Kyoji miał wrażenie, że zupełnie przez nią oszaleje. Kręciła się w jego głowie w kółko, coraz szybciej i szybciej, gubiąc po drodze słowa, litery, jakiekolwiek znaczenie. Ostatecznie pulsowała mu w głowie tępym bólem, rozrywając czaszkę, nie pozwalając mu spać.

Raz po raz tłumaczył sobie, że to tylko kilka dni i to, że Takashi nie przejawia zbytniego zainteresowania jego osobą, nie znaczy jeszcze, że już nie chce się z nim spotykać. Przecież miał prawo być zajęty. Nie wiedział nic o jego życiu. Może miał coś do załatwienia…? Ostatecznie to nic dziwnego, że dwudziestoparo- czy trzydziestoletni mężczyzna nie ma psychiki nastoletniej dziewczyny i nie odczuwa kompulsywnej potrzeby wysyłania komuś wiadomości co kilka minut.

Może on nie, ale ja najwyraźniej tak.

Kyoji westchnął zrezygnowany. Pomimo dręczących go wątpliwości nie chciał znów pisać do Takashi’ego. Wiedział, że zgrywanie skrytego i niedostępnego nie miało najmniejszego sensu po ich ostatnim spotkaniu, ale nie chciał zostać uznany za irytującego  natręta. Wciąż robił się cały czerwony na wspomnienie ich poczynań u "Pana Rogacza". Nigdy dotąd nie czuł tak przemożnego wstydu.

Co mnie napadło? Musiał pomyśleć, że jestem zupełnie zdesperowany.

Instynktownie rozumiał, że tamtego wieczoru coś zostało rozpoczęte, lecz także nieodwracalnie stracone. Jak moneta wrzucona do studni, która po chwili cichego lotu delikatnie uderzała o taflę ciemnej, niedostrzegalnej z góry wody. Nie rozważał już czy postępuje słusznie czy nie. Chciał go znowu zobaczyć, do licha z sensem takiej znajomości i konsekwencjami, które z pewnością pewnego dnia dadzą o sobie znać.

Nie był już tym Kyoji’m, którym był zaledwie kilka tygodni temu zanim poznał Takashi’ego. Na razie zmiana była prawie niedostrzegalna; sam praktycznie nie zdawał sobie z niej sprawy. Jednak spokój jego ducha został skradziony, a on z prostego, otwartego chłopca, stał się kimś, kto starannie sznuruje usta, pilnując swoich sekretów i przemyka ulicami niepostrzeżenie jak złodziej.

Czy było warto? Czy Takashi w ogóle jeszcze o nim pamiętał? Może miał go tylko za nabuzowanego nastolatka, którego raz zaspokoił i powinien się od niego odczepić. Jednak gdyby  naprawdę tak myślał, to czy zadał by sobie tyle trudu, aby zabrać go w tamto niezwykłe miejsce? Czy w ogóle zgodziłby się przyjść na spotkanie…? Kyoji jęknął i zwinął się na łóżku, nakrywając poduszką wciąż obolałą głowę. Co powinien zrobić, aby zwrócić na siebie uwagę mężczyzny? Jak zrobić wrażenie na kimś, kto był od niego starszy i zupełnie inny?

Jego serce szarpnęło się boleśnie, gdy nagle usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Poderwał się z łóżka, zrzucając poduszkę na podłogę i złapał za swój telefon. Gdy odczytał nową wiadomość jego ciało nieco się rozluźniło, a usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu.

Nie miał pojęcia, że był to tylko jeden z pierwszych kroków w spirali, która prowadziła głęboko, głęboko w dół, pierwszy łyk przeklętej  wody z zatrutej studni, w którą tak ochoczo chciał skończyć na samo dno.

Takashi: Hej. Co u Ciebie słychać?


~~~

* tłumaczenie fragmentu piosenki Tanzwut i Liv Kristine „Stille Wasser”



Kiedy pojawi się kolejny rozdział i czy w ogóle się pojawi - obecnie zadecydować nie mogę. Wyjeżdżam do kraju, gdzie jest ograniczony dostęp do Internetu i  nie jestem pewna czy dostanę się na bloga. Już z początkiem marca dam znać - jeśli nie dam, cóż, wiedzcie, że paskudny komunistyczny Internet odciął mnie od mojego małego wirtualnego zakątka.


3 komentarze:

  1. Szkoda, że prawdopodobnie trochę sobie poczekam na kolejny rozdział, ale miłej podróży życzę~
    Jak powiedziałaś, że nie będzie zbyt romantycznie już się obawiałam co się stanie, ale bardzo przyjemnie się czytało. Szkoda mi było Naokiego i niepokoi mnie trochę Satoshi, ale może jestem przewrażliwiona. TO ZAKOŃCZENIE było świetneeee, tak mnie za serce chwyciło. Za szybko jakoś ten rozdział zleciał ;w;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, z tego co się zorientowałam, to nie wbiję się na bloga jak wyjadę. Daj maila, jeśli coś na obczyźnie skrobnę, to Ci poślę. Cieszę się, że tak pilnie śledzisz moją historię, więc postaram się kontynuować.

      Usuń
  2. Dziękuję, jak zawsze bardzo mnie cieszą Twoje miłe słowa! Mam nadzieję, że na bloga się dostanę, jeśli nie, to pomyślę, co da się wykombinować. Może jeszcze coś umieszczę w tym miesiącu, ale raczej wątpię, bo jestem zawalona robotą. Także wypatruj dalszych perypetii moich bohaterów z początkiem marca ;)

    OdpowiedzUsuń