III.
Był
całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw. Nie spodziewał się, że chłopak,
zapewne wewnętrznie niepewny i skonfliktowany, przyjdzie tak szybko. To
znaczyło, że musiał zrobić na nim niemałe wrażenie. Z uśmiechem przypomniał
sobie jego pocieszne, wydukane we wstydzie słowa. Kiedy mnie pocałowałeś… To… zapomniałem o wszystkim. O tym kim jestem,
kim ty jesteś… gdzie się znajdujemy… Nic nie miało znaczenia. Dużo musiało
go kosztować, żeby to powiedzieć. Prawdopodobnie nie chciał go zawieść, kiedy
Takashi naciskał na zdradzenie mu swoich odczuć. Miał ochotę złapać go za włosy
i nie bacząc na to, gdzie się znajdowali, przyciągnąć go do kolejnego
pocałunku. Zrobiłby to inaczej niż ostatnio… mniej delikatności, więcej pasji, więcej
tarcia i zębów. Zamknął oczy, przyjmując ze spokojem, kiedy jeden z klientów
napierał na niego od tyłu, coraz szybciej i szybciej go wypełniając, a drugi
manipulował jego głową, kontrolując głębokość penetracji. Robił to nieco zbyt
brutalnie, ale Takashi nie miał nic przeciwko temu, póki mógł swobodnie
zaczerpnąć oddechu. Ostatecznie byłoby w tym coś zdecydowanie zbyt żałosnego,
gdyby umarł tam, z czyimś kutasem w ustach. Ci dwaj nie byli tacy źli.
Oczywiście dwóch na raz to zdecydowanie więcej roboty, ale i stawka była dużo
większa. Ciekawe czy też byli uwikłani w jakieś przestępcze sprawki? Takashi
nie widział ich tam nigdy wcześniej. Emanowali jakąś zimną stanowczością, zupełnie
jak jakuza, ale póki go nie bili ani nie robili innych wykręconych rzeczy, niewiele
go to obchodziło. Tych dwóch zdecydowanie było zainteresowanych wyłącznie
porządnym, intensywnym rąbankiem i niczym więcej, mógł się odprężyć i przyjąć
to, co mu dawali. Nowy klient zawsze wiązał się z pewną dozą niepokoju; nigdy
nie dało się przewidzieć, czego można się po nim spodziewać.
Zamknął
oczy, wyobrażając sobie, że znajduje się w swoim domu, w swoim łóżku i ma pod
sobą drobne ciało rozciągniętego pod nim Kyoji’ego, z kończynami niedbale
rozrzuconymi na pościeli, przyzwalającego, aby zrobił z nim, co tylko mu się
podoba. Miałby wiele kreatywnych pomysłów. Ciekawe ile właściwie miał lat?
Zdecydowanie nie miał nigdy nikogo tak młodego, tak czystego. Kiedy wyobraził
sobie jaki musiał mieć ciasny tyłek, jęknął wbrew sobie. Klient łaskawie poluzował nieco uścisk,
myśląc, że zbyt go przydusił. Och. Dzięki
niebiosom za małe dobrodziejstwa. Bez trudu skupiał się na tym, co miał
robić jednocześnie snując swoje fantazje.
Takashi
nie był nowicjuszem. Czasem seks w klubie sprawiał mu przyjemność, szczególnie
w pierwszej połowie nocy, kiedy nie był jeszcze zbyt zmęczony, było coś
perwersyjnie podniecającego w oddawaniu się obcym. Miał swoich ulubionych
klientów, którzy zawsze do niego wracali. Wywoływanie w nim prawdziwych reakcji
i doprowadzenie go do orgazmu sprawiało im wyraźną przyjemność. Byli mili, ale
nie przesadnie, rozmowni, ale nie wylewni – w takim miejscu nie było mowy o
przyjaźni, czy o jakimś rodzącym się uczuciu. Nie cierpiał tych, którzy
przychodzili się wygadać, szukali ramienia, na którym mogliby się wypłakać –
ich łzawe, żałosne zwierzenia zabierały więcej czasu niż sam seks. Takashi miał
ochotę przewrócić oczami, kiedy raz po raz słuchał jak to żona go nie rozumie,
kochanek go zdradza, dzieci nie chodzą do szkoły, w pracy się nie układa, ale
musiał być miły i rozumiejący. Na pewno
chciałeś przyjść do burdelu a nie na psychoterapię?, miał ochotę zapytać,
ale kiwał tylko głową, od czasu do czasu udzielając jakiejś rady, o której i
tak wiedział, że zostanie zignorowana. Potem dochodziło do równie łzawego jak
zwierzenia seksu, bo ów mężczyzna szukał przede wszystkim pocieszenia.
Z drugiej strony klienci często nie dbali o to
czy stosunek dawał mu jakąkolwiek przyjemność, pieprzyli go za mocno, zbyt
długo, zbyt wiele razy, ostatecznie przecież właśnie za to zapłacili. Takashi w takich sytuacjach umiał się oderwać;
oddawał się swoim fantazjom, wspomnieniom albo sporządzał w głowie listę
zakupów na kolejny dzień.
Zastanawiał
się czy Kyoji myślał o nim w tej chwili. Co sobie pomyślał, kiedy Takashi
odszedł z dwoma klientami w stronę wynajętego pokoju? Czy był wściekły,
sfrustrowany, zazdrosny? A może wyobrażał sobie jak Takashi się rozbiera i
pozwala się wziąć obu mężczyznom, jednocześnie pełen niesmaku i uderzającej do
głowy rządzy? Może właśnie dochodził, wyobrażając sobie, że to on znajduje się
z Takashim w jednej z sypialni, że mówi mu o wszystkim, co by chciał, aby ten z
nim zrobił i Takashi usłużnie spełnia każde jego życzenie? Uśmiechnął się. Może
umysł chłopaka nie był taki zbrukany, może nie miał w sobie wystarczająco dużo
odwagi, aby zagłębiać się w takie myśli. Już wkrótce to się zmieni. Niedługo
nie będzie mógł myśleć o czymkolwiek innym i Takashi da mu wystarczająco dużo
inspiracji, aby jego fantazje nabrały pełnej gamy rozciągających się przed nim
możliwości.
***
Kiedy Kyoji wyszedł z Velvet Heaven, nie zastanawiał się
nawet nad tym, w jakim kierunku idzie. Nogi same poniosły go przed siebie i
zaczął zdawać sobie sprawę ze swojego otoczenia dopiero wtedy, gdy jakiś
kierowca zatrąbił na niego wściekle, kiedy wszedł na pasy na czerwonym świetle.
Przebiegł szybko na drugą stronę ulicy, przystanął i wziął kilka głębszych
oddechów. Starał się uspokoić swój
oddech. Chłodne wieczorne powietrze ukoiło nieco jego szybko bijące serce.
To, co robisz to
totalny idiotyzm. Co ty w ogóle sobie myślałeś?
Przecież wiedziałeś,
że Takashi tam pracuje, że jest… prostytutką. Dlaczego teraz czujesz się taki oszukany?
Był
taki sfrustrowany, taki… zły. Na kogo właściwie? Na siebie, na Takashi’ego czy
na mężczyzn, którzy mu go odebrali po zaledwie kilku minutach tak dobrze
zapowiadającej się rozmowy? Zdawało mu się, że na wszystkich na raz. Teraz z
pewnością się z nim zabawiali, każąc mu robić mnóstwo nieprzyzwoitych rzeczy, których
Kyoji nawet tak do końca nie mógł i nie chciał sobie wyobrażać. Coś lodowatego
i nieprzyjemnego wypełniło mu żołądek i zawiązało mu tam ciężką, twardą kulę.
Miał ochotę wrócić się do klubu i wyrzucić tych dwóch, paskudnych kolesi z
pokoju, który zajmowali, a potem… Potknął się o własne myśli. Dotarło do niego,
że to była… zazdrość.
Bez sensu. Czemu miałbym być zazdrosny o
faceta, którego praktycznie wcale nie znam. Raz się tylko pocałowaliśmy,
przecież to nic nie znaczy. Nie będę romansować z kimś, kogo co noc pieprzy
cały tabun nieznajomych ludzi.
Ta
myśl nieco dodała mu animuszu, wyprostował się i nieco spokojniejszym krokiem
ruszył przed siebie. Najlepiej było o tym zapomnieć. Czuł się idiotycznie, że w
ogóle tam wrócił. Co Takashi mógł sobie myśleć? Pewnie go bawiło, że mógł mu trochę
zakręcić w głowie, naopowiadać słodkich bzdur, a potem iść się pieprzyć ze
swoimi klientami.
Mam swoje ułożone życie. Nie będę się
angażować w takie szemrane sprawki.
Tamtego
wieczoru bez żalu opuścił dystrykt mieniącymi się oślepiającymi go neonami i
bogactwem zapachów dochodzących z przydrożnych restauracji i ruszył do domu.
***
Kiedy
przekręcał klucz w drzwiach swojego mieszkania, świat był zawieszony między
nocą i świtem; było to te kilka minut, kiedy noc nie była już nocą, ale nie
zdążyła jeszcze ustąpić miejsca dniu. Na czarnym niebie gdzieniegdzie pojawiały
się blade, szare smugi. Było zupełnie cicho. Nocne stworzenia i drapieżnicy wracali
do swoich miejsc, aby udać się na zasłużony odpoczynek, reszta powoli wybudzała
się ze snu.
Z
westchnieniem zamknął za sobą drzwi i zdjął buty. Wzrokiem zlustrował
mieszkanie; eleganckie, starannie wysprzątane, zimne i ciche. Para zielonych
oczu wpatrywała się w niego z oczekiwaniem.
-
Harukaze – pozdrowił kota cicho, na co ten miauknął entuzjastycznie i pobiegł
do kuchni, nie oglądając się za siebie.
Takashi
uśmiechnął się i ruszył w ślad za smukłą, czarną kotką. Wyjął z lodówki koci pokarm
i nałożył porcję do jej miski. Przez chwilę patrzył po prostu jak je, nie
myśląc o niczym. Przyłożył dłoń do swojego czoła, kojąc się własnym chłodem.
Bolała go głowa. Naumyślnie rozmazał swój makijaż, wiedząc, że zaraz i tak go
zmyje.
Był taki zmęczony.
Miał ochotę usiąść na krześle, ale wiedział, że jeśli to
zrobi to prawdopodobnie już nie wstanie. Haru w mgnieniu oka pochłonęła swoje
wczesne śniadanie, oblizała się i znów utkwiła w Takashim wzrok. Kiedy nie
zareagował, wykonała charakterystyczną dla niej pozę, z jedną łapką wyciągniętą
w przód.
Takashi parsknął śmiechem.
- Ale czarujesz, Haru – mruknął i pogłaskał ją, po czym
wstał i wyszedł z kuchni.
Zdjął z siebie przesiąknięte zapachem papierosów ubranie,
powiesił je na fotelu i poszedł wziąć prysznic. Zamknął oczy kiedy woda
spływała po jego obolałym ciele. Dziś miał aż ośmiu klientów, jak na jedną noc
było to zdecydowanie za dużo. Niemal mógł jeszcze poczuć na sobie ich ciężar,
usłyszeć ich sapanie w uchu. Nie czuł się jednak udręczony. Zmęczenie
przegoniło w jego głowie jakiekolwiek myśli, woda rozluźniała spięte ciało.
Kiedy poszedł do sypialni zobaczył, że Haru już zdążyła
ułożyć się na łóżku, oczywiście nie zostawiając mu żadnego wolnego miejsca.
Takashi ubrał się w dres, w którym zwykle sypiał i niezbyt delikatnym ruchem
przesunął kotkę na prawą stronę łóżka. Położył się obok i zamknął oczy. Kotka
zaczęła mruczeć, zadowolona z bliskości jej właściciela. Było w tym coś
ciepłego i kojącego, Takashi pomyślał, że ten dźwięk kojarzy mu się z szumem
morza.
Ostatecznie dobrze ją
nazwałem.
Ciche pomrukiwanie wygładzało i rozpraszało jego myśli.
Dryfował tak przez chwilę na skraju swojej świadomości, aż zapadł w spokojny
sen, w którym nie widział absolutnie nic.
***
Kiedy Kyoji się budził, słońce znajdowało się wysoko na
niebie. Zerwał się do siedzącej pozycji, po czym rozluźnił się, przypominając
sobie, że przecież jest sobota. Wczoraj, zmęczony własnymi, niezbyt pozytywnymi
myślami, nie umył się nawet ani nie zdjął ubrania. Długi spokojny sen nieco go
pokrzepił, miał wrażenie, że wydarzenia ubiegłej nocy są gdzieś daleko za nim i
nabrał przekonania, że tam już pozostaną.
Wstał, poczym przeciągnął się i ziewnął. Wyjął telefon,
który ubiegłej nocy położył pod poduszką i odkrył, że ma nową wiadomość od
jednego ze swoich szkolnych kolegów.
„Hej, dziś razem z ekipą idziemy razem na hot pot.
Dołączysz?”
Wciąż zaspany, odpisał lakoniczne „Dobra. O której i
gdzie?”, po czym wyszedł ze swojego pokoju i udał się do łazienki, a potem do
kuchni.
- Kyoji, wstałeś nareszcie. Co chcesz na śniadanie? – zapytała
matka chłopaka, nie odrywając wzroku z nad garnków, przy których mieszała coś
energicznie.
Ayumi była wesołą kobietą o pulchnych kształtach i miłym
spojrzeniu, jednak miała w sobie pewną subtelnie zakamuflowaną stanowczość, bez
której zapewne nie wychowałaby samotnie syna.
- Cześć, mamo. Wszystko jedno. Co gotujesz?
- Okonomiyaki - odparła i obrzuciła go pełnym zadumy
spojrzeniem. Przez chwilę wahała się czy podjąć temat, lecz w końcu zagadała:
- Gdzie ty się tak włóczysz ostatnio wieczorami, co? Czyżbyś
miał dziewczynę?
Kyoji z kwaśną miną zajął jedno z krzeseł i mruknął od
niechcenia.
- Niee, po prostu spotykam się z kolegami.
Którzy mnie całują i
obmacują w składzikach.
Ayumi uniosła nieco brwi i z tym wszystko wiedzącym
uśmiechem i przenikliwością charakterystyczną wszystkim matkom, postawiła przed
Kyojim jego śniadanie.
- Jakieś plany na dzisiaj?
- No. Idę z kolegami na hot pot.
- Z tymi, co ostatnio? – zapytała z pozornie niewinnym
uśmiechem.
Kiedy Kyoji posłał jej urażone spojrzenie, zreflektowała się
szybko.
- Och, przepraszam. Też byłam kiedyś młoda. To nie tak, że
nie wiem, że młodzi uwielbiają mieć swoje małe sekrety – odparła ze śmiechem.
Kyoji bez słowa i z raczej znikomym apetytem zabrał się za
jedzenie.
***
Restaurację wypełniał przyjemny, aromatyczny zapach
przyrządzanych dań. Zewsząd dochodziły go urywki prowadzonych rozmów, które zlewały się ze
sobą w jeden, niezrozumiały szum. Ludzie pod pretekstem wspólnego posiłku,
snuli swoje plany, szacowali bilans zysków i strat, zacieśniali więzi.
- Dziękuję – odparł, kiedy kelnerka nalała wrzątku do
filiżanki Takashi'ego, po czym oddaliła się do innych stolików.
Upił łyk herbaty i podniósł wzrok na siedzącego naprzeciw
niego Kimurę.
- No to jak? Co masz? – zagadał.
Kimura uśmiechnął się i odparł:
- Szybko przechodzisz do rzeczy.
- Znamy się nie od dziś, Kimura-kun. Myślę, że możemy sobie
odpuścić uprzejmości.
Mężczyzna westchnął i sięgnął do swojej torby.
- Dobrze więc. Nie jest to nic specjalnego, ale… może da się
coś z tym zrobić.
- Wszystko da się sprzedać. Trzeba tylko wiedzieć gdzie i
jak.
- Widzę, że robienie z tobą interesów to strzał w dziesiątkę
– mruknął słodko i podsunął Takashi’emu kilka zdjęć.
Mężczyzna zlustrował zdjęcia. Każdy z nich przedstawiał
jakieś dzieło sztuki.
- To oryginały? – dopytywał się.
Kimura wzruszył ramionami.
- To z pewnością niezbyt znani
autorzy. Nadęci amatorzy sztuki raczej się nie zorientują, nawet jeśli to
falsyfikaty.
Takashi z namysłem pokiwał głową.
- Trzeba tylko dobrze je
rozreklamować. Wmówić ludziom, że kryje się za nimi jakaś niesamowita wizja. No
i trafić w odpowiednie miejsce.
- Dokładnie. Masz klientów, którzy
mają jakieś powiązania ze sztuką?
Takashi zmarszczył brwi, przez chwilę się zastanawiając.
- Wiesz, oni do mnie nie przychodzą, żeby opowiedzieć mi historie
swojego życia…
Usta Kimury zadrgały.
- Chyba, że Akio.
Takashi wydał z siebie pełny irytacji dźwięk i przewrócił
oczami.
- Nawet mi nie przypominaj. Ostatnio prawie zasnąłem, kiedy
musiałem znieść drugą z rzędu godzinę rozpaczliwej tyrady o jego smętnym,
żałosnym życiu. Powinni mi za to dopłacać coś ekstra.
Kimura wybuchnął śmiechem.
- Ty przynajmniej masz super stawkę za godzinę. Ja muszę to
znosić za darmo, za każdym razem jak doklei się do baru i to zdecydowanie na dużej.
- Może jakiś mafioso kiedyś postanowi go utopić, nie mogąc
już znieść tego płaczliwego ujadania.
- Słyszałeś o tym, jak ktoś włożył mu do kieszeni wizytówkę z
telefonem linii zaufania? Pisało na
niej: „Jeśli pragniesz opowiedzieć komuś o swoich problemach, nie wahaj się
zadzwonić.”
Tym razem Takashi się zaśmiał.
- Żartujesz?
- Nie. Zdołowany Akio sam o tym opowiadał, rozkładając się
na barze po dziesiątym z kolei drinku dzień później. Jak to jakieś chamy sobie
z niego zażartowali.
- Manager powinien się go pozbyć. Psuje nam renomę.
- Topi u nas dużo pieniędzy, więc póki się mu nie skończą,
raczej nie liczyłbym na to.
- Hmm… więc cała nadzieja w krótkiej cierpliwości mafii?
- Na to wygląda. Wracając jednak do tematu…
- No tak. Wydaje mi się, że Matsuda… Tak, on często chodzi
na takie wernisaże. Jest chyba nawet patronem kilku artystów. Postaram się
zorientować. Ile z zysku proponujesz?
- Dwadzieścia procent.
Takashi spojrzał na niego prześmiewczo.
- Mam odwalić całą robotę i dostać dwadzieścia?
- Ja dostarczam materiał.
- A ja robię całą resztę. Pięćdziesiąt, albo nie rozmawiamy
dalej.
- Trzydzieści.
- Pięćdziesiąt. Nie schodzę ani pół procenta niżej – odparł
i uśmiechnął się delikatnie. – Chyba nie będziesz żałował przyjacielowi,
Kimura-kun?
- Niech cię diabli, Takashi. Niech ci będzie. Sprawiasz, że
zupełnie mięknę. A dostanę coś… ekstra? - zapytał sugestywnie.
- Zobaczymy jak się spiszesz z dostarczaniem materiałów. Na
razie za wcześnie na świętowanie – odparł i schował zdjęcia.
Kelnerka podeszła do ich stolika i postawiła na nim dwa
pierwsze dania, które zamówili. Mężczyźni zadowoleni z dobrze ubitego interesu,
zabrali się do jedzenia.
***
Piątkowe południe skąpało szkolne błonia w promieniach
wiosennego słońca. Kyoji w towarzystwie Naoki’ego ze smakiem zjadał swoje
drugie śniadanie. Chłopcy siedzieli razem na trawie przez jakiś czas nie mówiąc
nic do siebie, każdy zajęty jedzeniem i pogrążony w swoich myślach.
Minęło już pięć dni od kiedy widział się z Takashi’m. Kyoji
próbował o nim nie myśleć, co dzień wmawiając sobie, że poznał go właściwie
przez pomyłkę i nie ma żadnego sensu rozwijać ten znajomości. Jednak bez
względu na ten głos rozsądku, jego myśli ciągle snuły się wokół tajemniczego
mężczyzny, podsuwały mu wizje, w które wbrew sobie się zagłębiał.
Pięć długich dni, w trakcie których starał się wypełnić swój
czas wszystkim, co tylko wpadło mu do głowy. Wspólne wyjście z kolegami na hot pot, na karaoke, gry komputerowe,
zakupy, zazwyczaj odkładane na ostatnią chwilę zadania domowe, zabrał się nawet
za porządki, które odkładał od czasu Nowego Roku i za czyszczenie skrzynki
mailowej. W każdej chwili usilnie łapał się ram swojego dobrze znanego,
uporządkowanego świata, w którym bynajmniej nie było miejsca na chadzanie do
baru pełnego prostytutek i mafiosów.
Żenujące. Jak to w
ogóle mogło się stać?
Po prostu tam wpadłem.
Przez przypadek. Nie ma sensu dać się wodzić na nos przypadkowi.
Czy życiem nie rządzą
takie właśnie przypadki?
Miał wrażenie, że w jego głowie znajdują się dwie osoby,
które bez przerwy ze sobą dyskutowały i niemal groźnie wymachiwały do siebie
pięściami, ignorując jego rozpaczliwie nakazy natychmiastowego zamknięcia się.
Im bardziej starał się zapomnieć o całej sprawie, tłumacząc sobie, że była to
tylko jednorazowa, bardzo niefortunna przygoda, tym bardziej nie mógł odgonić
od siebie pokus, które przemawiały do niego zmysłowym, zachęcającym szeptem,
obiecując mu takie rzeczy, od których
zapierało mu dech w piersi.
Gdybyś znów tam
poszedł, mogłoby dojść do czegoś więcej niż tylko pocałunek. Może dotknąłby cię
tam… oplótł swoje chłodne palce wokół twojego członka? A może doszłoby do
czegoś więcej? Jakby to było, gdybyś tam wrócił i znów pozwolił mu się
pocałować, rozebrać, jakbyś się czuł mając na sobie jego nagie ciało…?
Z pewnością doskonale.
Tak, pewnie by cię
wziął zaraz po tym jak przeleciało go dziesięciu innych.
Miał ochotę krzyczeć, walić głową w ścianę, byleby tylko
odgonić od siebie te buzujące myśli, te nieustające głosy, które w żaden sposób
nie mogły dojść do porozumienia.
Czy to jest początek
schizofrenii?
Wmawiał sobie, że to tylko jakaś chwilowa fanaberia. Tak jak
wtedy, gdy pierwszy raz zagrał w swoją ulubioną grę komputerową i nie odchodził
od komputera przez bite dziesięć godzin. Jak wtedy, gdy był mały i za jednym
razem zjadł cały słoik kremu czekoladowego, bo
był taki dobry, po czym od razu zwymiotował. Przecież takie rzeczy w końcu przemijają, prawda?
Znajdował się w stanie permanentnego podniecenia, które
resztką silnej woli usilnie tłumił, kiedy był w szkole. Wyobrażał sobie
najnudniejsze, najmniej ekscytujące rzeczy. Stary nauczyciel z historii, który
przemawiał do nich sennym, monotonnym głosem, którym usypiał samego siebie.
Szczerbata pani z supermarketu nieopodal jego domu. Dziewczyna z trzeciej klasy
z co najmniej trzydziestoma kilogramami nadwagi. Takashi, jego przeszywające
spojrzenie, zmysłowe, rozchylone usta, gdyby tylko tak nimi…
Cholera jasna. Przecież
to chyba naprawdę jest początek choroby
psychicznej.
Stan, w którym się znalazł był dla niego niezwykle obcy,
przytłaczający, czuł się chory, lecz nie miał zielonego pojęcia na co i jak
temu zaradzić. Stracił spod nóg dobrze znany grunt i został wyrzucony na
nieznane dotąd wody.
Idź tam. Zdobądź go.
Albo pozwól się zdobyć.
Nienormalny,
nienormalny, nie-nor-ma-lny.
Nagle Naoki przerwał jego potok nieskładnych myśli,
maltretujących go głosów, które ciągnęły go w dwóch przeciwnych kierunkach
niczym dwa uparte osły.
- Słuchaj… poznałem kogoś – oznajmił, zamykając puste pudełko
po swoim lunchu.
- Serio? To ty wychodzisz jednak czasem do ludzi z tej swojej
krypty? - Kyoji spytał z zainteresowaniem. Niemal z wdzięcznością przyjął
możliwość rozmowy, aby tylko skupić się na czymś innym niż jego kłócące się ze
sobą myśli.
Naoki spojrzał na niego lekko urażony, lecz nie był tak
naprawdę zły. Zaraz pośpieszył z wyjaśnieniem:
- No cóż… poznałem ją przez Internet – odparł, wymawiając ostatnie słowo tak, jakby był tym
faktem niezwykle zażenowany.
Kyoji pytał dalej:
- I jak? Widzieliście się już?
Naoki poprawił okulary i mruknął, patrząc gdzieś w bok.
- Zobaczymy się… dziś po południu.
- To super, musisz być podekscytowany! Gdzie idziecie?
- Do biblioteki.
Kyoji zmarszczył brwi i obrzucił chłopaka krytycznym
spojrzeniem.
- Zwariowałeś? Zaprosiłeś kogoś na randkę do biblioteki? – z trudem powstrzymywał się
od klepnięcia siebie - lub przyjaciela – dłonią w czoło.
Naoki był już całkiem zażenowany i zaczął nieporadnie się
tłumaczyć:
- To… to właściwie wcale nie jest randka… Poznaliśmy się na
forum literackim… i tak… no… tak pomyślałem, że skoro oboje mamy zamiar
wypożyczyć nowe książki…
- To jest jakiś katastroficzny pomysł. Nie zapraszaj
dziewczyny do biblioteki, chyba, że bardzo chcesz, aby już nigdy nie chciała
się z tobą umówić. To takie… dziwne.
- Oboje lubimy czytać! Dlaczego więc wspólne pójście do
biblioteki jest takie dziwne? – obruszył się.
- I co będziecie robić? – odparł, po czym zakrył sobie
pudełkiem po śniadaniu część twarzy i zatrzepotał rzęsami. - Kukać na siebie
zalotnie znad opraw zakurzonych książek?
Naoki ze złością walnął go w ramię.
- Porozmawiajmy lepiej o twojej dziewczynie. Czemu jakoś
ostatnio nic o niej nie mówisz?
Kyojiemu w chwilę uśmiech zszedł z twarzy. W mgnieniu oka
powrócił do punktu wyjścia, do swojego błędnego koła.
- To nie jest moja dziewczyna – odparł cierpko.
- Och. Pokłóciliście się?
Kiedy Kyoji nie odpowiedział, zagłębiając się znów w swoich
natrętnych myślach , Naoki zagadał ostrożnie:
- Kyoji?
Poderwał nerwowe spojrzenie na zaniepokojonego Naoki’ego,
który przypatrywał się mu z uwagą. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że zupełnie
odpłynął i zapomniał odpowiedzieć. Na co to właściwie miał odpowiedzieć?
- Mówiłeś coś?
Naoki westchnął i powtórzył, nieco zaniepokojony:
- Pytałem, czy się pokłóciliście.
- N-nie, tylko stwierdziłem, że to nie ma sensu. Mówiłem ci,
że ona jest starsza no i…
… jest dziwką.
Cholernie pociągającą.
- … i przecież na pewno nie traktuje mnie poważnie.
Nie był pewien, co jeszcze miałby powiedzieć. Czuł, że Naoki
przypatruje mu się z uwagą.
- Hej, Kyoji. Nie chcę się wtrącać, ale… zauważyłem, że
ostatnio jesteś jakiś przybity, nieobecny. To z jej powodu, prawda?
Kyoji zaśmiał się, aby ukryć zażenowanie.
- Przestań… To nie ma znaczenia. Prawie jej nie znałem…
- Słuchaj. Wiem, że to będzie na mnie, jeśli się wkręcisz w
coś nieciekawego, ale… chciałem tylko powiedzieć, że lepiej jest żałować, że
się coś zrobiło, niż żałować, że się nie spróbowało.
Kyoji skrzywił się, zdając sobie sprawę, że słowa
przyjaciela emanują echem stu tysięcy ust, które zdążyły je już powtórzyć,
nabrawszy coraz większej mocy za każdym razem, kiedy ktoś powoływał się na ich
rację. Chciał je od siebie odepchnąć zanim zapuściłyby korzenie w jego umyśle, zasłaniając się
dystansem i sarkazmem, ale ze spojrzenia Naoki’ego zniknęła już ta głębia i zagadał lekkim
tonem:
- Zrobiłeś może zadanie z matmy? Jakoś tak zupełnie o tym
zapomniałem.
Kyoji uśmiechnął się i sięgnął do plecaka po swój zeszyt.
- Pewnie znowu zaczytując się w jakieś dramaty, co?
Usta Naokiego wykrzywiły się nieznacznie w łobuzerskim
uśmiechu.
***
Wiosenna pogoda bywała kapryśna, czasem w mgnieniu oka
zmieniała zdanie i z miłych, ciepłych dni przerzucała się na lodowate,
nieustające ulewy. Tamtego wieczoru deszcz lał już od kilku godzin i nie
zapowiadało się na to, aby miał przestać. Woda spływała ulicami, sunąc do
ścieków niczym połyskujący, srebrzysty wąż. Powietrze nabrało orzeźwiającej,
przyjemnej woni. Lubił ten zapach. Niemal żałował, że nie mógł być na zewnątrz,
wciąż pozostawało mu parę godzin zanim wróci
do domu.
Oby jeszcze padało.
Poranny deszcz zmyłby z niego przytłaczający żar nocy, kiedy
za każdym razem wszystkiego było zdecydowanie zbyt wiele, a jednak wciąż za
mało. Spięcie i rozprężenie mięśni, kołysanie,
kołysanie, kołysanie, powolne wznoszenie się na fali i opadanie.
Siedział właśnie samotnie przy oknie rozkoszując się swoją
chwilą bezruchu zupełnie niczym kot, kiedy coś na zewnątrz nagle przykuło jego
uwagę. Chłopiec z kapturem na głowie i z determinacją wypisaną na twarzy
przechodził obok okna, zdecydowanie zmierzał w stronę drzwi. Nie było w nim nic
z tej nieśmiałej niepewności, kiedy przyszedł tu po raz pierwszy.
No, proszę. W końcu
się pojawił.
Takashi przypuszczał, że Kyoji przyjdzie wcześniej po tamtej
zgrabnie złożonej mu obietnicy, domyślił się jednak, że widok dwóch klientów,
dla których ostatnio go zostawił musiał wywrzeć na nim większe wrażenie niż początkowo
się spodziewał.
Wygląda na to, że to
wrażliwy chłopak.
Zdawał sobie jednak sprawę, że zwłoka nie oznaczała
rezygnacji. Nie brał takiej możliwości pod uwagę. Kiedy widział tamten głód w
oczach Kyojiego, wiedział, że zagrał swoimi najlepszymi kartami. Nie było
takiej opcji, żeby nie wrócił. Zastawianie wnyków to jego specjalność.
Obserwował go, kiedy wszedł do środka. Nie dostrzegł go od
razu. Szedł szybkim krokiem w stronę baru, zapewne chciał zapytać Kimurę czy go
może zastał. W połowie drogi ich spojrzenia się spotkały. Chłopak drgnął i
znieruchomiał. Wahanie trwało tylko moment, potem podszedł spokojnym krokiem do
jego stolika. Silił się na pewność siebie i spokój, ale język jego ciała go
zdradzał. Takashi widział spięcie mięśni, zbyt sztywny krok. Był bardzo
zdenerwowany.
Ciekawe, co mu chodzi
po głowie. Zaraz się przekonamy.
- Hej – odezwał się z uśmiechem. Był zupełnie przemoczony,
woda spływała mu z kosmyków, jednak zdawał się nie przywiązywać do tego żadnej
wagi.
- Hej – odpowiedział miękkim tonem.
Przez parę sekund oboje patrzyli tylko na siebie, nic nie
mówiąc. Pożądanie, ciekawość, wstyd, niepewność. Takie ciekawe emocje w oczach,
które za chwilę umknęły w bok.
- Proszę, usiądź – zaproponował.
- W zasadzie przyszedłem tylko na chwilę… Spieszy mi się,
mam dziś swoje sprawy do załatwienia.
Już to widzę. Jak ty
masz teraz jakieś sprawy, to ja jestem królową Anglii.
Z uśmiechem
udawał, że kupuje tę nieporadnie skonstruowaną intrygę i słuchał dalej. Był
ciekaw, do czego chłopak zmierza.
- No i… pomyślałem, że to niezbyt wygodne, kiedy tak tu
wpadam niezapowiedziany…
Ach, tu go boli. Co z
oczu to z serca, hm? Ugryzł się w policzek, aby stłumić uśmiech.
- … więc… nie chcę ci przeszkadzać w pracy – kontynuował,
niemal krztusząc się ostatnim słowem.– Może moglibyśmy się spotkać… kiedy
będziesz mieć czas?
Pozwolił swoim ustom ułożyć się w uśmiech. Nie spodziewał się,
że chłopak tak dalece podejmie inicjatywę i zaprosi go na randkę. Zdawało się,
że wcale nie był taki nieśmiały na jakiego wyglądał. Z pewnością brakowało mu
doświadczenia, ale widocznie miał w sobie determinację. Po nieporadnym
wykrztuszeniu z siebie swojej propozycji, siedział skulony, patrzył na swoje
dłonie przyklejone do stołu, jakby chciał się złapać czegoś solidnego. Wyraźnie
bał się odrzucenia, bał się, że Takashi mu odmówi i to zaboli. To było takie słodkie, spijać ten strach i napięcie z
jego twarzy. Z przyjemnością pomilczałby jeszcze chwilę, aby się tym
delektować, ale wiedział, że dalsze przeciąganie ciszy wypadłoby nienaturalnie.
- Chętnie. W środę mam wolne. Co ty na to? – zapytał.
Kyoji wziął głęboki oddech jakby właśnie wynurzył się spod
wody i pokiwał głową, po czym dodał:
- Mhm. Środa może być.
- Świetnie. Podam ci swój numer telefonu, ok?
Kiedy Kyoji wyjmował swoją komórkę, dłoń wyraźnie mu drżała.
Zacisnął usta, niezadowolony z tego faktu. Po tym jak wymienili się numerami,
chłopak podniósł wzrok i zapytał:
- O której?
- W dzień wolałbym odespać po wtorku. Może być szósta?
- Jasne. No to… ja już pójdę – odparł i wstał od stolika.
Takashi skinął i odparł:
- W takim razie do zobaczenia, Kyoji.
- Mhm, na razie.
Jego nerwowość nie ustąpiła, ale kiedy wymawiał ostatnie
słowa przez zdenerwowanie przebił się pełen ulgi uśmiech.
Takashi był pewien, że mimo jego niezdarnych ruchów i
wstydliwości, w łóżku wszystkie więzy puszcza, zupełnie jak tama, na którą
naparł zbyt wielki ciężar. Już nie mógł się doczekać.
Nareszcie nowy rozdział, tyle czekałam :D To takie urocze, że Takashi ma kotka. Poza tym ciekawi mnie co to za handel, w którym macza palce. Tak coś czułam, że zakończenie znowu sprawi, że nie będę mogła wyczekać tych kolejnych 2 tygodni :<
OdpowiedzUsuńDzięki za śledzenie historii! Mam teraz drobne opóźnienie, bo komentarzy niewiele i nie działa to zbyt motywująco. W przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział.
UsuńNa pewno nie z powodu jakości opowiadania, bo jest bardzo dobra. Ale sama bym na nie nie wpadła gdyby nie link na jakiejś stronie o yaoi na fb więc może takie reklamowanie się by pomogło?
UsuńDzięki! Wspomnieli o mnie na kilku takich fanpage'ach. W sumie nie wiem za bardzo, gdzie jeszcze mogłabym się wcisnąć. Twórczość yaoi w Polsce ma chyba ostatnio tendencję spadkową.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń