Niestety zorientowałam się już, że za granicą nie otworzę swojej strony internetowej, a co się z tym wiąże nie dodam nowych rozdziałów. Być może przeniosę się na inny serwis, gdy zorientuję się, co tam działa. W poniedziałek już wyjeżdżam, więc jeśli ktoś będzie chciał się dowiedzieć, co dalej z moim opowiadaniem, napiszcie do mnie na maila: 2557347667@qq.com
Black Widow
Velvet Heaven
"Your eyes will not settle, a hunger. When we meet, share stories, you stretch me. I see, I see a semi-circle of teeth."
piątek, 24 lutego 2017
poniedziałek, 13 lutego 2017
Velvet Heaven roz. V
Zgodnie z obietnicą, na Walentynki wrzucam kolejny rozdział. Mi również zróbcie walentynkę i jeśli czytasz - daj chociaż znać, zaznacz swoją obecność! ;)
V.
„Spokojna woda jest bardzo głęboka,
Tęsknota
niczym mocne wino,
Kiedy się w
niej zanurzysz,
Nic już nie
będzie takie samo.
Spokojna
woda płynie głęboko,
Tęsknota
jest nieskazitelna i zimna.
Ktokolwiek
napije się tej wody,
Będzie
zgubiony .”
Dzień wydawał się mu jaśniejszy, ludzie piękniejsi, niebo
bardziej niebieskie. Czuł buzującą pod skórą energię, która wypełniała go całego,
mrowiła go przyjemnie w koniuszkach palców. Jego odziane w trampki stopy
rytmicznie uderzały raz po raz w podłoże, kiedy tak stał wciśnięty w tłum ludzi
podróżujących metrem. Pogrążony w myślach i wspomnieniach, zupełnie nie
dostrzegał swojego otoczenia; stanowiło coś w rodzaju przezroczystego, niezbyt
interesującego hologramu.
Jeśli to było coś
złego, to dlaczego sprawiło, że czułem się tak dobrze?
Wszystkie jego dotychczasowe pragnienia zbladły w porównaniu
z tym, jak bardzo pożądał tego mężczyzny. Nowa konsola, wyjazd na wakacje,
rozpaczliwe pragnienie wygrania meczu koszykówki. To wszystko wydawało mu się
teraz takie śmieszne i nieistotne. Kyoji czuł, że ostatniego wieczoru pomachał
na pożegnanie swojemu dzieciństwu. Otworzyły się przed nim wrota do nieznanego
świata, do którego za wszelką cenę chciał się dostać.
Gdy pociąg dotarł do właściwej stacji, wraz z masą ludzi
wydostał się na zewnątrz, po czym szybkim krokiem z torbą przerzuconą przez
ramię ruszył w stronę szkoły. Wciągnął w płuca rześkie, poranne powietrze. Nogi
same niosły go przed siebie, choć zdecydowanie wolałby iść gdziekolwiek był
teraz Takashi, a nie na jakieś nudne lekcje.
Poczekam kilka dni i
napiszę do niego.
Zdawał sobie sprawę, że nachalność potrafiła zabić każdy
rodzaj relacji, szczególnie na samym początku. Powziął mocne postanowienie, że
nie będzie zamęczał Takashi’ego żenującymi, płaczliwymi wiadomościami, jak to
miały w zwyczaju robić znane mu dziewczyny, kiedy przymilały się do swoich
chłopaków. Niektórzy z nich nieraz byli
bliscy utopienia swoich telefonów w filiżance herbaty, aby tylko uwolnić się od
gorliwej, nieustannej adoracji ich wybranek.
Zaraz…? Czy to znaczy,
że Takashi jest moim chłopakiem?
Przystanął w pół kroku. Nigdy dotąd nie zastanawiał się, co
to znaczy z kimś chodzić. Czy wystarczyło umawiać się i całować? A może trzeba
było zapytać o to potencjalnego kandydata lub kandydatkę? Przypomniały mu się
sceny, które wielokrotnie widział w szkole. Spłonionych ze wstydu chłopców i
dziewczyny, którzy całymi dniami czatowali na obiekt swoich westchnień i gdy
tylko go złapali idącego gdzieś samotnie, zaraz zarzucali swoimi wyznaniami. Było
to na tyle powszechne, że nie odbierał takiego zachowania jako dziwne, lecz
jednocześnie wydawało mu się śmieszne i dziecinne. Nie mógł wyobrazić sobie
siebie pytającego Takashi’ego czy chce z nim chodzić.
- Hej, Kyoji!!
Odwrócił się i rozejrzał, słysząc, że ktoś woła jego imię.
Oho, literat idzie.
Ciekawe, co on o tym myśli.
Naoki dobiegł do niego i skinął głową na przywitanie.
- Idziesz dziś do szkoły wcześniej niż zwykle – zauważył.
- Jakoś obudziłem się wcześniej.
- Taki się z ciebie zrobił ranny ptaszek? Pamiętam jak
kiedyś w weekend nie mogłem się do ciebie dodzwonić o jedenastej.
- Weekend to weekend. Został stworzony po to, aby się
wyspać.
Naoki zaśmiał się i przytaknął. Przez chwilę szli w
milczeniu, po czym Naoki spojrzał na niego uważnie, poprawił swoje okulary i
zagadał:
- Jak tam udała się randka?
Kyoji’ego zamurowało i spojrzał na niego zszokowany.
- Skąd wiesz?! Od kiedy zostałeś telepatą?
Naoki znów parsknął śmiechem i wyjaśnił:
- Jesteś tak rozpromieniony, że nie trzeba mieć żadnych
super mocy, aby na to wpaść. No, to jak?
Kyoji westchnął sfrustrowany.
- Ale ty jesteś ciekawski… A twoja? – zapytał, przypominając
sobie o sławetnej randce bibliotecznej.
Naoki zachłysnął się powietrzem i znów nerwowo poprawił
okulary. Najwyraźniej nie spodziewał się, że piłeczka tak szybko zostanie
odbita z powrotem do jego bramki.
- Cóż… było fajnie.
- Czyżby wasze ręce się zetknęły, kiedy przypadkowo
sięgaliście po to samo zakurzone tomiszcze? – Kyoji z uśmiechem naigrawał się z
przyjaciela, ciesząc się, że tym razem to nie on jest pod ostrzałem
dociekliwych pytań. Zarobił sobie tym naburmuszone spojrzenie i zdecydowane uderzenie
w ramię.
- Au! No co? Tylko zgaduję!
- Śmiejesz się ze mnie!
- Gdzież bym śmiał?
Usta Naoki’ego drgnęły, natychmiast dostrzegł tę spontaniczną grę
słów. Uspokoił się nieco i dodał:
- Potem poszliśmy do kawiarni.
- O-o, no i co?
- Okazało się, że czytamy tych samych autorów! To
niesamowite, nie? To musi być przeznaczenie! – oznajmił z lśniącymi oczami.
Kyoji przewrócił oczami.
- Umówiłeś się z dziewczyną czy poszedłeś na spotkanie kółka
literackiego? Jaka ona jest? Ładna?
- Wspólne zainteresowanie to podstawa! – obruszył się
chłopak.
- No to ładna czy nie?
Naoki uśmiechnął się tajemniczo i skinął głową.
- Myślisz, że cię lubi?
- Rany, Kyoji, czy to jakiś wywiad?
- Odpłacam się za ostatni raz – mruknął żartobliwie.
- No właśnie, jak tam u ciebie?
Kyoji zaniemówił, zastanawiając się, co mógłby zdradzić.
- My też byliśmy w kawiarni. Hej, Naoki – zagadał, nim
chłopak zdążył dopytać się o szczegóły. – Myślisz, że powinienem ją zapytać czy
no… chce być moją dziewczyną?
Naoki skrzywił się i odparł po chwili namysłu:
- Nie pytałbym, szczególnie jeśli jest starsza. To straszna
dziecinada.
- Skąd więc mam wiedzieć czy… no…
- Takie rzeczy się wie i już!
Kyoji spojrzał na niego bez przekonania.
- Myślisz?
- Pewnie. Żyj chwilą, wybadaj gdzie są granice i mury, które
postawiła i postaraj się przez nie powoli przebić. Nie trzeba wszystkiego
etykietować.
- Wow, brzmisz jak prawdziwy specjalista, chociaż dopiero co
byłeś na pierwszej randce. To akapit z jakiejś książki?
Naoki spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Teraz to już otwarcie się ze mnie nabijasz. Sam
przychodzisz do mnie po rady!
- Nie, nie, doceniam tę wielką skarbnicę twojej wiedzy.
- Cholerny cynik.
- Wcale nie! Naprawdę tak myślę!
- Poproś mnie tylko znowu o zadanie z japońskiego, wtedy
zobaczysz…
Szli tak powoli w stronę szkoły, nieustannie się
przekomarzając. Kyoji zarobił jeszcze kilka siniaków, ale nie przejmował się
tym wcale, pomyślał tylko, że Naoki jest zupełnie jak młodszy, zadziorny brat.
***
Leniwie patrzył na ekspres, w którym właśnie przygotowywała
się jego poranna kawa. Uwielbiał jej zapach, uważał, że kawa była tym
wspaniałym cudem, bez którego nigdy nie udałoby mu się normalnie funkcjonować.
Zarwane noce robiły swoje i nie pamiętał dnia, kiedy nie obudziłby się z
okropną, pulsującą w głowie migreną.
Harukaze wykonywała swój poranny, rytualny taniec, na
przemian kręciła się wokół własnej osi, ocierała o lodówkę i kładła na
podłodze z łapkami w górze. Patrzyła mu głęboko w oczy, ani na chwilę nie
przerywając kontaktu wzrokowego i czarując go kocią telepatią: Spójrz, jaka jestem urocza. Jestem taka
ładna. Przecież zasłużyłam na dokładkę, prawda?
Takashi z uśmiechem zsunął się z krzesła i ku kociej euforii
otworzył magiczne pudło, z którego wyciągnął świeże mięso. Harukaze
najwyraźniej nie zarejestrowała tego faktu, bo gdy chciał zamknąć drzwiczki,
połowa jej ciała wciąż znajdowała się w środku.
- Hej. Chcesz być pingwinem?
Z westchnieniem najpierw nałożył jedzenia do jej miski, resztę z powrotem
schował, odsunął kota i zamknął lodówkę.
Usiadł znów na swoim miejscu i sięgnął po niedopitą kawę.
Jego myśli powędrowały do wczorajszego wieczoru. Wszystko
dokładnie sobie zaplanował. Celowo zabrał chłopaka do miejsca, o którym
wiedział, że będzie zionęło pustką. Czasem zastanawiał się jak Nancy w ogóle
była w stanie utrzymać swój lokal, może miała jakieś tajemne sposoby. Takashi
na początku nie był pewien czy Kyoji pozwoli mu na cokolwiek, nie znał go tak
dobrze. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy przypomniał sobie
zmieszanie i nieporadność chłopaka.
„Jesteś taki… taki…
wysoki.”
Dawno nie usłyszał czegoś tak rozbrajającego, chłopak zdecydowanie
dostarczał mu rozrywki i był ciekawą odskocznią od codzienności. Kiedy wczoraj
go dotykał, uderzyło go, jaki był łatwy i chętny. Błagał go o więcej każdym
swoim gestem. Był przekonany, że gdyby wepchnął go wtedy pod stół i kazał mu sobie
obciągnąć, z pewnością zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Nie chciał jednak
przeciągać struny, obawiając się, że Nancy w końcu mogła wejść na górę. To było
rewelacyjne, był taki uległy i pozwoliłby mu na wszystko, chociaż prawie się
nie znali i z tego co wiedział, był prawiczkiem. Ten paradoks zdecydowanie
połechtał jego ego.
Jest zupełnie
zwariowany na moim punkcie.
Praktyczna część natury Takashi’ego nakłaniała go, aby rozważył
wszystkie możliwe sposoby, na jakie mógł ten fakt wykorzystać. Coś dzikiego i
mrocznego z kolei, co od czasu do czasu kłapało zębami i wydawało z siebie
cichy warkot, mruknęło do niego, jak dobrze byłoby sprawdzić, jak dalece może
się posunąć w naciskaniu chłopaka, ile siły miałby użyć, aby go złamać. Czy
wtedy nadal patrzyłby na niego tymi błagalnymi, pełnymi uwielbienia oczami?
Wszystko z czasem, z
czasem.
Po ich pierwszym spotkaniu myślał, że po prostu go zerżnie,
biorąc jak najwięcej przyjemności z ich wspólnej nocy, po której już nigdy
więcej by się nie spotkali. Dostrzegał jednak przed sobą wiele obiecujących
możliwości, które miał ochotę wprowadzić w życie. Był ciekawy jak chłopak
będzie reagował na jego próby odebrania mu wolności, miał różne pomysły, co
mógłby zrobić i jak go wykorzystać. Był bardzo młody i już po pierwszym
spotkaniu dało się wyczuć, że Takashi wywierał na nim ogromny wpływ. To będzie
łatwizna, okręcić go sobie wokół palca.
Ostatecznie, możemy
się trochę razem pobawić.
***
- „Twoje oczy, o pani, przypominają taflę jeziora,
srebrzystą i nieprzeniknioną, pilnie strzegącą swoich tajemnic. Któż wiedzieć
może, co się znajduje pod jej powierzchnią? Chciałbym zgłębić tę tajemnicę, ma
miła. Kiedy mam w dłoni twoją dłoń, serce trzepocze mi w piersi jak zlękniony
ptak, przerażony uczuciami tak wzniosłymi i dotąd nieosiągalnymi. Jesteś jak
bogini, tak piękna, że uroda wszystkich innych jest niczym szyderstwo matki
natury.” Doprawdy, Naoki! To ma być powieść współczesna? Ty się cofnąłeś chyba
o całe milenium!
Naoki był tak zawstydzony, że nawet jego uszy płoniły się
czerwienią. Wyrwał Kyoji’emu kartki, które ten trzymał i mruknął cicho:
- Nie musiałeś czytać tego na głos!
Kyoji zorientował się, że postąpił zbyt szorstko i pośpieszył
z wyjaśnieniami.
- Nie, nie, to jest… całkiem dobre! Ale powiedziałeś, że to
współczesna historia. Czy ktokolwiek tak się teraz wyraża?
- No. Ja.
Kyoji z uśmiechem przewrócił oczami.
- Ty… to ty.
- H-hej, co przez to rozumiesz?
- To, że ty widzisz srebrzyste tafle jeziora i nieziemskie
boginie, a inni po prostu… fajne dupy.
Naoki skrzywił się, słysząc takie określenie.
- Przecież jak tak będę pisał, to będzie… zupełna kaszana. Nie będzie w tym nic ciekawego.
- Ale teraz odbiegasz od realizmu.
- To mam napisać „fajna dupa” zamiast przepiękna bogini? –
rzucił z powątpiewaniem.
- Nie! Myślę, że powinieneś pisać tak, jak piszesz, choć ze
mnie to żaden ekspert. Nigdy nawet nie przeczytałem żadnej lektury. Ale… wydaje
mi się, że to faktycznie jest ładne. I takie bardzo twoje. Dlatego zmieniłbym czas akcji.
Kiedy to pisano o tym kolesiu z czaszką?
- Masz na myśli Hamleta?
- Chyba. Może zadatuj to na podobny okres? Zdaje mi się, że
jest w podobnym tonie.
Naoki przycisnał swój rękopis do piersi i spojrzał na
Kyoji’ego z uwielbieniem.
- Kyoji.
- C-co? Co się tak dziwnie patrzysz? – zagadał, nagle czując
się bardzo nieswojo pod niecodziennym spojrzeniem przyjaciela.
- Ty… ty mnie właśnie porównałeś do Szekspira!
- No widzisz, zawsze mówiłem, że powinieneś pisać – odparł z
uśmiechem, nie bardzo wiedząc co ten cały Szekspir w sobie takiego miał. –
Swoją drogą, nieźle się zakochałeś. To ona sprawiła, że tak cię natchnęło?
Naoki otworzył usta i wypuścił kartki, które trzymał.
- Nie! – krzyknął przerażony. – Coś ci się pomieszało, to wcale
nie ma z nią nic wspólnego – mruknął cicho, zbierając swój rękopis z podłogi.
Kyoji również uklęknął, aby mu pomóc.
- Nie musisz się wstydzić. To przecież normalne. Kiedy się
znowu zobaczycie?
Naoki westchnął ciężko i odparł:
- No nie wiem. Nie wiem czy… powinienem ją zagadywać. Może
dla niej to było tylko wspólne oddanie książek i tyle.
- Przestań. Taki jesteś odważny w podejmowaniu moich
decyzji, a teraz sam tchórzysz?
Naoki wyglądał na zirytowanego.
- Wiesz, jacy są wszyscy. Niby są w porządku i są dla mnie
mili, ale tak naprawdę uważają mnie za dziwadło.
Kyoji drgnął i jego dłoń zamiast sięgnąć po ostatnią kartkę,
nagle zastygła w bezruchu. Naoki nigdy dotąd się przed nim nie otwierał w ten
sposób, nigdy też nie mówił o podejściu innych do niego.
Chłopak najwyraźniej zrozumiał jego zaskoczenie, bo dodał
zaraz:
- Myślisz, że nie zauważyłem? Jak się ze mnie nabijają, jak
mówią, że od tego czytania w końcu pomiesza mi się w głowie? Że nie nadaję się
do funkcjonowania w grupie? Nie jestem ani ślepy ani głupi, Kyoji.
Kyoji westchnął, zupełnie zagubiony w obecnej sytuacji. Nie
spodziewał się takiego obrotu rozmowy i nie wiedział, co powinien powiedzieć.
- N-naoki…
Naoki pokręcił głową z uśmiechem, dając mu znak, aby nie
kontynuował.
- Nie szukam pocieszenia. Nie dbam o to. Nie lubię takich
rzeczy jak inni, lubię co innego. Dlatego jest, jak jest. Przywykłem do tego.
Tylko… jeśli Tsubasa też jest dla mnie miła i przyjazna, a potem naśmiewa się ze
mnie razem z innymi… albo uważa mnie za odmieńca… - zacisnął zęby i pokręcił
głową. – Tego bym nie zniósł. Dlatego może lepiej wcale się nie angażować.
- Przecież powiedziałeś, że ona też lubi czytać. Czytacie te
same książki. – zauważył Kyoji. – Dlaczego więc miałaby się z ciebie naśmiewać?
To tak jakby śmiała się też z samej siebie.
- Tak, czyta, ale… dużo osób czyta, ale jakoś funkcjonują w
społeczeństwie. Nie wyłączają się tak, jak ja. Ja żyję raczej na stronach
opowieści. No i… nie jestem typem faceta, który podoba się dziewczynom.
Kyoji przewrócił oczami.
- A ja może jestem?
Naoki spojrzał na niego badawczo i uznał szczerze:
- Myślę, że ty możesz być.
-Niby dlaczego?
- Nie wyglądasz źle. I masz w sobie taki… sarkazm, którym
często trafiasz w samo sedno. Myślę, że dlatego ta twoja może cię lubić –
podsumował.
Kyoji był tak zszokowany niespodziewanym komplementem, że aż
zaniemówił.
- Widzisz dalej i głębiej niż ci się wydaje – chłopak dodał po chwili.
- Gdybyś tylko widział, jakiego robię z siebie idiotę, jak
przy niej jestem, to zmieniłbyś zdanie.
Zupełnie tak, jakby odjęło mi rozum i
nagle nie miałbym siedemnastu lat, tylko siedem.
Naoki zaśmiał się na taką szczerą uwagę.
- To by znaczyło, że ktoś jeszcze się tutaj zakochał, no
nie?
Kyoji machnął lekceważąco ręką.
- Przestań. Tak jakbym potrzebował takich problemów. To
tylko… - urwał w pół słowa.
No właśnie, tylko… co? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to
pytanie. Nie miał pojęcia, w co brnął i jak to się skończy. Wiedział tylko, że
bardzo chce znów zobaczyć Takashi’ego i dać się mu zaprowadzić, gdzie tylko
postanowi go zabrać. Do barów, w których kwitło zepsucie, króliczych nor,
jelenich kryjówek, najlepiej, żeby było to gdzieś, gdzie mógłby znów do niego
przylgnąć i posunąć się o krok dalej. Krok po kroku ku niewiadomej, coraz dalej
od dobrze znanych, bezpiecznych stron.
***
Nigdy nie robili tego w pełnym oświetleniu. Satoshi był
mężczyzną, który cenił sobie dobry smak i doskonale wiedział, jakie elementy ze
sobą połączyć, aby stworzyć idealną atmosferę. Nie był jak ci, którzy
przychodzili po szybki, wulgarny seks pozbawiony jakiekolwiek wyższej emocji;
nie należał również do tych, którzy w ramionach prostytutek szukali zapomnienia
i ukojenia dla ich zbolałych serc. Satoshi był
człowiekiem wyważonym, który wiedział po co i gdzie przychodził, lecz
potrafił tę niezbyt wysublimowaną sprawę zawoalować odrobiną flirtu i
romantycznego uroku. Kiedy pił z Takashi'm po lampce szampana lub wina,
rozmawiał z nim lekkim tonem, lecz nigdy nie pytał go o jego życie osobiste.
Mówili zwykle o rzeczach błahych, które tak naprawdę nie miały żadnego
znaczenia, takie sobie małe tête-à-tête.
W tym samym czasie Takashi jednak czuł na sobie bezustannie świdrującą go parę
rozżarzonych oczu, które bezgłośnie szeptały mu o rzeczach, które Satoshi miał
zamiar z nim zrobić.
Był doskonałym kochankiem; czułym, umiejętnym, nigdy nie
odszedłby, zostawiając Takashi’ego niezaspokojonego. Nie dał mu odczuć, że był
kimś gorszym, plugawym, żałosnym, wręcz przeciwnie; zdawał się czerpać
wyjątkową przyjemność z ich wspólnych chwil i sowicie rekompensował się za
ciało, którego Takashi mu użyczał. Obawiał się, że ta zaskakująca czułość i
uprzejmość w końcu odsłonią swoje karty, ukazując coś, czego Takashi nie miał
ochoty oglądać: uczucie i mimowolne przywiązanie. Jednak mimo upływającego czasu, Satoshi nie
zrobił ani nie powiedział nic, co by na to wskazywało. Takashi niemal odetchnął
z ulgą. Najwidoczniej był po prostu jak dawny, bogaty dżentelmen, który
traktował swoje prostytutki jak wielkie damy.
Choć nigdy by się do tego nie przyznał, lubił, gdy Satoshi
do niego przychodził. Mógł odpocząć przy kieliszku, zrelaksować się
niezobowiązującą rozmową. Potem pozwalał się całować, dotykać, mężczyzna zawsze
zaczynał powoli. Po kilku razach Takashi zrozumiał, że wprawienie go w drżenie
najwyraźniej dostarczało mu osobistej satysfakcji. Musiał widzieć w jego
oczach, w każdym jego ruchu, że Takashi nie dawał mu tego tylko dla pieniędzy;
dawał mu to, bo naprawdę tego chciał.
Kiedy byli już zupełnie nadzy i mężczyzna wtargnął w niego,
Takashi zachłysnął się powietrzem i odrzucił do tyłu głowę. Wiedział, że to, co mu się przytrafiło
stanowiło absolutną rzadkość. Doskonały, czuły partner i żadnych zobowiązań. Te
rzeczy bardzo rzadko chodziły parami. Po chwili rozluźnił się, z chęcią
przyjmując kolejne pchnięcia, które wyduszały z niego ciche jęki.
Satoshi wciąż patrzył na niego z takim samym, jeśli nie
większym, żarem, jak wcześniej, gdy siedzieli przy stoliku. Nie potrafił
rozgryźć tego mężczyzny. Był dla niego taki dobry, a nigdy nie zażądał czegoś,
co sugerowałoby osobisty sentyment. W tamtej chwili nie myślał jednak o tym.
Skupiał się na kolejnych, coraz silniejszych falach rozkoszy, ciężkim, silnym
ciele, które czuł na sobie, na tej obezwładniającej magii seksu dwojga zgranych
kochanków. W tamtej chwili Kyoji zdawał
się być bardzo, bardzo daleko. Nie myślał o nim. Myślał tylko o wypełniającej
go przyjemności, która pozwoliła mu zapomnieć o wszystkim.
***
Dni w szkole ciągnęły się leniwie. Kyoji zupełnie stracił zainteresowanie
nauką. Wcześniej od czasu do czasu zaglądał do książek, słuchał na lekcjach,
obecnie był do tego zupełnie niezdolny. Jego dotychczasowe, codzienne życie
zupełnie straciło barwy. Tak jakby zaczął naprawdę żyć dopiero kilka dni temu,
u „Pana Rogacza”, jakby obudził się z długiego, głębokiego snu. Euforia, jaka
mu towarzyszyła po ich wspólnym wyjściu całkowicie ustąpiła miejsca nerwowemu
napięciu i wątpliwościom.
Po dwóch dniach wymienił się z Takashi’m kilkoma SMSami, ale
mężczyzna był najwyraźniej zajęty, więc wysłał mu tylko zdawkowe odpowiedzi. Wydawało
mu się, że bardzo niechętne i chłodne.
Może chce mnie
spławić.
Ta myśl była tak niepokojąca i napastliwa, że Kyoji miał
wrażenie, że zupełnie przez nią oszaleje. Kręciła się w jego głowie w kółko,
coraz szybciej i szybciej, gubiąc po drodze słowa, litery, jakiekolwiek
znaczenie. Ostatecznie pulsowała mu w głowie tępym bólem, rozrywając czaszkę, nie
pozwalając mu spać.
Raz po raz tłumaczył sobie, że to tylko kilka dni i to, że Takashi nie przejawia zbytniego
zainteresowania jego osobą, nie znaczy jeszcze, że już nie chce się z nim
spotykać. Przecież miał prawo być zajęty. Nie wiedział nic o jego życiu. Może
miał coś do załatwienia…? Ostatecznie to nic dziwnego, że dwudziestoparo- czy
trzydziestoletni mężczyzna nie ma psychiki nastoletniej dziewczyny i nie odczuwa
kompulsywnej potrzeby wysyłania komuś wiadomości co kilka minut.
Może on nie, ale ja najwyraźniej
tak.
Kyoji westchnął zrezygnowany. Pomimo dręczących go
wątpliwości nie chciał znów pisać do Takashi’ego. Wiedział, że zgrywanie
skrytego i niedostępnego nie miało najmniejszego sensu po ich ostatnim
spotkaniu, ale nie chciał zostać uznany za irytującego natręta. Wciąż robił się cały czerwony na
wspomnienie ich poczynań u "Pana Rogacza". Nigdy dotąd nie czuł tak przemożnego
wstydu.
Co mnie napadło?
Musiał pomyśleć, że jestem zupełnie zdesperowany.
Instynktownie rozumiał, że tamtego wieczoru coś zostało
rozpoczęte, lecz także nieodwracalnie stracone. Jak moneta wrzucona do studni,
która po chwili cichego lotu delikatnie uderzała o taflę ciemnej,
niedostrzegalnej z góry wody. Nie rozważał już czy postępuje słusznie czy nie.
Chciał go znowu zobaczyć, do licha z sensem takiej znajomości i konsekwencjami,
które z pewnością pewnego dnia dadzą o sobie znać.
Nie był już tym Kyoji’m, którym był zaledwie kilka tygodni
temu zanim poznał Takashi’ego. Na razie zmiana była prawie niedostrzegalna; sam
praktycznie nie zdawał sobie z niej sprawy. Jednak spokój jego ducha został
skradziony, a on z prostego, otwartego chłopca, stał się kimś, kto starannie
sznuruje usta, pilnując swoich sekretów i przemyka ulicami niepostrzeżenie jak
złodziej.
Czy było warto? Czy Takashi w ogóle jeszcze o nim pamiętał?
Może miał go tylko za nabuzowanego nastolatka, którego raz zaspokoił i powinien
się od niego odczepić. Jednak gdyby
naprawdę tak myślał, to czy zadał by sobie tyle trudu, aby zabrać go w
tamto niezwykłe miejsce? Czy w ogóle zgodziłby się przyjść na spotkanie…? Kyoji
jęknął i zwinął się na łóżku, nakrywając poduszką wciąż obolałą głowę. Co
powinien zrobić, aby zwrócić na siebie uwagę mężczyzny? Jak zrobić wrażenie na
kimś, kto był od niego starszy i zupełnie inny?
Jego serce szarpnęło się boleśnie, gdy nagle usłyszał dźwięk
przychodzącej wiadomości. Poderwał się z łóżka, zrzucając poduszkę na podłogę i
złapał za swój telefon. Gdy odczytał nową wiadomość jego ciało nieco się
rozluźniło, a usta mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu.
Nie miał pojęcia, że był to tylko jeden z pierwszych kroków
w spirali, która prowadziła głęboko, głęboko w dół, pierwszy łyk
przeklętej wody z zatrutej studni, w
którą tak ochoczo chciał skończyć na samo dno.
Takashi: Hej. Co u
Ciebie słychać?
~~~
* tłumaczenie fragmentu piosenki Tanzwut i Liv Kristine „Stille
Wasser”
wtorek, 31 stycznia 2017
Velvet Heaven roz. IV
W związku z tym, że odzew na blogu marny, autorka zachęca milczących do komentowania, a komentujących prosi o ewentualne sugestie, gdzie i jak się zareklamować. Kto sam sobie coś tam prowadzi i skrobie, niech gdzieś o mnie wspomni parę słów. Nie chciałabym porzucać tego projektu, bo rzecz nie polega na rzucaniu czegoś, gdy pojawia się pierwszy lepszy problem. Poza tym związałam się z moimi bohaterami i myślę, że nie zasługują na tak rychłe zapomnienie, kiedy nie zdążyli jeszcze nawet dobrze się rozkręcić. Dziękuję Wam, Mary i Evil Rutabaga. Myślę, że bez Was jednak dałabym sobie spokój.
Życzę wszystkim miłego wieczoru i zachęcam do lektury!
IV.
“Taken by a stranger,
Stranger things are starting to begin
Lured into the danger
Trip me up and spin me round again”*
Nie miał pojęcia, czego powinien się spodziewać. Niemal nie
zmrużył oka poprzedniej nocy, zwlókł się z łóżka o piątej rano, cały obolały i
spocony. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak zarwał noc. Czuł się okropnie, bolała
go głowa i nie miał pojęcia jak dotrwa do wieczora i co zrobi, aby zachowywać
się odpowiednio na… randce.
Pewnie znowu będę się
czerwienić i jąkać jak skończony idiota. Musi mieć ze mnie straszny ubaw albo
ma okropny gust i lubi idiotów.
Przetarł dłonią opuchniętą twarz i ospale zawlókł się pod
prysznic. Obawiał się, że może obudzić mamę i wzbudzić jej zainteresowanie, co
się stało, że postanowił wstać o tak nieludzkiej porze. Pewnie znów wywołałby
jakieś uszczypliwe komentarze na temat jego życia miłosnego. Cóż, przynajmniej
tym razem nie minie się z prawdą.
Niemal żałował, że to zrobił. Jakże łatwo byłoby po prostu o
wszystkim zapomnieć i wieść dalej swoje pospolite, przewidywalne życie. Nie,
nie mógł jednak wybić sobie z głowy tego mężczyzny i postanowił przejąć
inicjatywę. Jeśli był śmieszny w jego oczach, nie dał tego po sobie poznać. Kyoji
podjął decyzję i sprawił, że ich
znajomość przechyli się w innym,
bardziej osobistym kierunku. Nie będzie już nieznajomym. Po tym wieczorze
stanie się… kim właściwie? Jego kolegą? Przyjacielem? Kyoji mimowolnie się
skrzywił. Kolegów poznawało się w szkole, na zajęciach czy na spotkaniach
klubowych, a nie w… takich
okolicznościach. Przyjaźń stanowiła owoc długiej znajomości, która przetrwała
próbę czasu i rozmaitych przeciwności. Więc może… kochankiem? Czuł, jak fala
gorąca uderzyła mu do głowy. Czym prędzej skierował swoje myśli w innym
kierunku. Zdawał sobie sprawę, że jeśli sobie pofolguje i pozwoli powędrować
im gdziekolwiek go poprowadzą, prawdopodobnie nie przeżyje do godziny siódmej, o
której mieli się spotkać albo będzie w stanie agonalnym. Mimo swoich obaw wolał
tego nie spartaczyć i być w możliwie jak najlepszej formie.
Tak, chyba będę musiał
wypić z dziesięć kaw i napoi energetycznych, żeby nie usnąć jak tylko gdzieś
usiądziemy.
W miarę upływu czasu, gdy gorąca woda obmywała jego obolałe
ciało, czuł się nieco lepiej. Psychicznie przygotowywał się na długi,
wypełniony nudnymi lekcjami dzień, na których i tak nie będzie w stanie się
skupić. Siódma, jego osobista godzina cudów, wydawała się być tak bardzo
odległa.
***
Szósta pięćdziesiąt.
Miał przyspieszony oddech i nieznośnie ściśnięty żołądek.
Dłonie mu się pociły, nerwowo zagryzał wargę.
Głupku, po co się w to
wpakowałeś?! Mogłeś teraz siedzieć w domu i grać na x-boxie albo… robić
cokolwiek. Nawet zmywanie naczyń wydaje się obecnie niezwykle interesujące.
Nerwowo znów spojrzał na zegarek, którego wskazówka
przesunęła się może o milimetr.
Oby się nie spóźnił…
Jak się spóźni to chyba nie wytrzymam i zwymiotuję.
Nie, niech się spóźni!
Potrzebuję czasu, aby się uspokoić! O czym ja właściwie będę z nim rozmawiać? Będziemy
milczeć i patrzeć się na siebie… Co za porażka…
Jeszcze kilka godzin temu miał w głowie mnóstwo tematów,
które mógłby poruszyć, ale teraz, w plątaninie nerwów i niepewności wszystkie
wyparowały z jego głowy niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jedyne o
czym mógł myśleć to to, że był tak bardzo zmęczony i och, te mdłości były takie
okropne…
Wpatrywał się w tłum przemykających przed nim ludzi, ale
właściwie ich nie widział. Zdawało się, że stacja metra nigdy nie była pusta…
Rozważał właśnie możliwość pieprzenia tego wszystkiego i
wartkiej ucieczki, kiedy znów poczuł dotyk znajomej dłoni na ramieniu. Odwrócił
się tak gwałtownie, że niemal stracił równowagę.
To było takie… inne. Zobaczyć Takashi’ego nie w barze, tylko
na stacji metra, w jaskrawym oświetleniu, pozbawionego makijażu i tej osobliwej,
ciężkiej aury. Wyglądał… nie, nie pospolicie, lecz z pewnością… zwyczajniej niż
zwykle. Nie zwracał na siebie uwagi, z łatwością mógł się wtopić w tłum.
- Znów cię wystraszyłem? Zawsze jesteś taki pogrążony w
myślach? – zagadał lekko.
Był zupełnie zrelaksowany, jakby umawianie się z dużo
młodszym chłopakiem, którego poznał w klubie to była dla niego codzienność. Kyoji
pomyślał, że to ta jego miażdżąca pewność siebie miała z tym coś wspólnego.
Takashi wydawał się być mężczyzną, który wszędzie był na miejscu i z łatwością
potrafił się odnaleźć w każdych warunkach. Ta myśl sprawiła, że Kyoji
mimowolnie pomyślał o… szczurach.
Uśmiechnął się, próbował sobie wmówić, że całkiem czarująco.
- Tak na ciebie czekałem i po prostu się zamyśliłem.
- Och? O czym tak myślałeś?
- No… O różnych, niezbyt interesujących rzeczach. To… gdzie
idziemy?
Takashi uśmiechnął się tajemniczo.
- Do ciekawego miejsca.
- Dla ciebie czy dla mnie? – zapytał zaintrygowany.
- Myślę, że dla nas obojga. Chodź – odparł i dał Kyoji’ego
znak, aby ruszył za nim.
***
Nie jechali długo, zaledwie kilka przystanków. Takashi
poprowadził go przez kilka ruchliwych ulic, po czym zatracili się w
plątaninie mniejszych, bocznych uliczek. Kyoji’emu zaczynało się od tych
nagłych zwrotów i skrętów kręcić w głowie, ale bez słowa podążał za mężczyzną
od czasu do czasu wymieniając się z nim zdawkowymi, trywialnymi uwagami. Nie
rozmawiali o niczym konkretnym, mówili właściwie tylko po to, aby podtrzymać
rozmowę, a właściwie to Takashi mówił, a Kyoji odpowiadał. Chłopak zauważył, że
przychodziło mu to dość łatwo – dać się prowadzić, zawsze wiedzieć, co powinien mówić. Zwalniało
go to z konieczności głowienia się nad tematem, z trudu manipulowania rozmową.
Z każdą minutą nieco bardziej się rozluźniał. Kiedy dotarli do wąskich drzwi z
wymalowanym na nich białym napisem „Pan Rogacz”, niemal się zdziwił, że tak
szybko znaleźli się na miejscu. Spojrzał na szybę wystawową, w której
znajdowały się dwa manekiny odziane w dziwnie niemodne długie suknie i
kapelusze z dużym rondem żywcem wyciągnięte z innej epoki i zwrócił się do
Takashi’ego:
- Idziemy na zakupy?
Mężczyzna parsknął śmiechem. Oczy zalśniły mu, usta wygięły
się w delikatnym uśmiechu.
- Nie. Zaraz się przekonasz – odparł i pchnął drzwi.
Kiedy znaleźli się w środku, Kyoji’m zawładnęło dziwne
uczucie. Gwar z ulicy zupełnie znikł, zastąpiła go wypełniająca pomieszczenie specyficzna
muzyka, słowa piosenki śpiewane w języku, którego nie potrafił rozpoznać. Nie
mógł też zidentyfikować gatunku muzycznego. Z pewnością nie było to nic, co
kiedykolwiek wcześniej słyszał, lecz bardzo dobrze pasowało do miejsc takich
jak to – ukrytych, dziwnych, nieokreślonych.
Kiedy przemieszczali się w stronę baru, rozglądał się po
wnętrzu z nieco rozchylonymi ustami. Zaraz za manekinami znajdowały się
instrumenty muzyczne, gitary i perkusja. Czyżby odbywały się tu jakieś
koncerty…? Dalej znów manekiny, tuż pod ścianą, na której w karykaturalny
sposób została namalowana kobieta z mikrofonem, zupełnie jak z amerykańskiej
kreskówki. Nad jej głową napisano ogromnymi literami słowo vintage. Na równoległej ścianie zawieszono najróżniejsze zawieszki
i obrazy, najbardziej rzuciły mu się w oczy Marilyn Monroe, coca cola i jamnik.
Zmarszczył brwi. To połączenie było tak idiotyczne, że niemal miał ochotę się
roześmiać. Nie miał czasu wpatrywać się
dalej, chcąc dotrzymać kroku Takashi’emu. Minął… zaraz… hamak? Tak, hamak oraz
półkę z ogromnymi zagranicznymi książkami.
Co to do cholery za
miejsce?
Wydawało się, że absolutnie nic do niczego nie pasowało, a jednak
idealnie zgrywało się ze sobą w tej przypadkowej dziwaczności. Dzięki temu, że
wszystko było niecodzienne i niespotykane, tworzyło pewnego rodzaju absurdalną
harmonię.
Zanim dotarli do baru niemal się potknął o rzeźbę jelenia.
- Cześć, Nancy. Jak tam interes?
Kyoji podniósł wzrok i dopiero wtedy zauważył kobietę, która
stała za ladą. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby chłopak zrozumiał, że to
miejsce i ta kobieta to nierozerwalna całość. Nie była wyjątkowo piękna, ani
też brzydka, lecz miała w sobie coś takiego, że nie wyglądała jak jakakolwiek
kobieta, którą Kyoji do tej pory widział. Zrodziła się w nim pewność, że nawet
gdyby już jej więcej nie zobaczył przez koleje dziesięć lat, to potem i tak od razu by ją
rozpoznał. Twarz, którą widzi się tylko raz i nigdy nie zapomina.
Miała lekko kręcone długie włosy i bardzo mocny makijaż.
Była ubrana w zwiewną, dziwnie skrojoną sukienkę, która opinała jej drobną
sylwetkę, na szyi zawiesiła gruby, złoty łańcuch. Jej odsłonięte ramiona
pokrywały tatuaże. Nie chciał zbyt długo się wpatrywać, ale w plątaninie
snujących się na jej ciele opowieści, Kyoji dostrzegł różę i jelenia. Przychodziło
mu do głowy tylko jedno słowo: ekstrawagancja.
- A kręci się, kręci. Nie narzekam – odparła.
- Możemy iść na górę? – zapytał Takashi.
Kobieta skinęła głową.
- Jasne. Przed chwilą tam sprzątałam, więc nie ma problemu.
Co podać?
Takashi zgarnął ze stołu menu i odparł:
- Zastanowimy się, ok? Chodź, Kyoji.
W połowie schodów znajdował się jeszcze jeden manekin,
udekorowany jak pozostałe. Kiedy znaleźli się na górze, Kyoji aż zaniemówił.
Wszędzie wokoło znajdowały się porozwieszane ubrania, z
przodu, z lewej, z prawej… Na każdym wieszaku wisiały dziwne, zdaniem Kyoji’ego
koszmarne kreacje, które lata, w których można było powiedzieć, że są na topie
zdecydowanie miały już dawno za sobą. W centrum ciemnego, dusznego poddasza
znajdowały się dwa stoliki oddzielone od siebie wysokimi kanapami. Kiedy rozsiedli
się naprzeciwko siebie przy jednym z nich, Takashi odezwał się do Kyoji’ego z
nieskrywaną ciekawością:
- Jak ci się podoba?
- Jakbym… siedział w szafie.
Takashi się roześmiał, zupełnie otwarcie i szczerze.
- To miejsce ma w sobie coś…
- Coś absurdalnego. Jakby nie miało prawa go być. Jakby
istniało tylko w czyjejś głowie.
Takashi pokiwał głową i spojrzał na Kyoji’ego z dziwną
aprobatą, jakby nie spodziewał się tak trafnej wypowiedzi. Nie powiedział
jednak nic, tylko podsunął mu menu i zapalił stojącą na stole kloszową lampkę.
- Wybierz sobie coś. Dziś ja stawiam.
Kyoji spojrzał na okładkę menu, na którym znajdowała się
jelenia głowa i napis: „Pan Rogacz jest moją jedyną obsesją”. Ze zmarszczonymi
brwiami spojrzał na Takashi’ego pytająco:
- O co chodzi z tymi jeleniami?
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami. – Zawsze mnie to
nurtowało, ale nigdy nie zapytałem. Wiele ludzi nie lubi zdradzać swoich
motywów.
- Tak? Ja bym chyba nie wytrzymał i zapytał. Dlaczego
jeleń?
- Cóż. Mam pewną teorię. – kiedy Kyoji patrzył na niego
pytająco, nachylił się i kontynuował ściszonym głosem. – Często tu bywam, a
zawsze mnie to zastanawiało. Nie znam jednak Nancy zbyt dobrze, nie lubi zbyt
dużo o sobie mówić. Nawet nie wiem jak naprawdę się nazywa. Jak się domyślasz,
nie Nancy. Słyszałem jednak, że zaraz po skończeniu studiów stworzyła to
miejsca od zera, wpadła na pomysł i ze wszystkich sił starała się postawić je
na nogi. Wiesz, to nie łatwe. Tak sobie coś wymyślić i to coś tak fantastycznego,
przekonać ludzi, że to się uda i to stworzyć. Nie miała żadnego wsparcia ze
strony rodziny, z funduszami również było marnie.
Kyoji kiwał głową, zasłuchany w opowieść i mimowolnie pełen
podziwu dla tajemniczej Nancy.
- I gdzie tu się pojawia miejsce dla naszego jelenia? –
zapytał równie cicho jak jego kompan.
Czuł na twarzy oddech Takashi’ego. Było coś niezwykle
intymnego i ciepłego w takim konspiracyjnym szepcie, zupełnie tak jakby byli
dziećmi, którzy dzielą jakiś niezwykle ważny sekret.
- Jeleń symbolizuje boskość, męską siłę. Ze względu na jego
odrastające poroże oznacza również fizyczną jak i metaforyczną śmierć i ponowne
odrodzenie.
- Coś jak feniks.
- Mhm. Tylko mniej oklepane. I bardziej subtelne.
- Dlaczego?
- Gdyby wybrała feniksa, lwa czy niedźwiedzia, każdy zaraz
by się domyślił, że chodzi o siłę. Jak mówiłem… Nie każdy lubi, gdy jego motywy
są oczywiste.
Zdawało się, że temat się wyczerpał, więc Kyoji otworzył
menu i powoli przerzucił kilka stron.
Kiedy tak siedział pogrążony w
studiowaniu listy drinków, których nazwy nic mu nie mówiły, Nancy zdążyła
wspiąć się na górę, aby przyjąć zamówienie.
- Hmm… sam nie wiem… możesz mi coś wybrać?
- Jasne. Poproszę Iceland i Virgin.
Nancy bez słowa spisała ich zamówienie i zeszła z powrotem
do baru, aby przyrządzić ich drinki. Kiedy odchodziła Kyoji zauważył, że ma na
stopach czarne, wysokie koturny.
- Czyżby lata osiemdziesiąte, dziewięćdziesiąte? – zapytał.
Takashi pokiwał głową.
- Zdaje się, że tak. Podoba się jej zagraniczny, stary styl.
Kyoji skinął w stronę otaczających ich ubrań.
- I dlatego postanowiła przytargać tu całą swoją szafę? Ona
tu sypia?
Na ustach Takashiego znów zagościł delikatny uśmiech.
- Sprzedaje je. Jak już robić interes, to na wszystkich
możliwych frontach, no nie?
- Och. To znaczy, że ktoś je kupuje? – odparł z wyraźną
dezaprobatą.
Takashi wyszczerzył zęby. Znów nachylił się przez stół, aby
nikt poza Kyoji’m go nie usłyszał.
- Widzę, że mamy podobną opinię na temat jej gustu. Nie
widziałem nigdy, aby ktoś coś kupił. Ale sama lubi się w nie przebierać. Kiedy
byłem tu po raz pierwszy, po prostu weszła na górę, zrzuciła z siebie to, co
miała na sobie i ubrała się w coś innego.
Kyoji wybałuszył oczy, niedowierzająco.
- Żartujesz? Jakby nigdy nic?
- Jakby nigdy nic.
- Może cię nie zauważyła? Albo o tobie zapomniała?
- Było to pięć minut po tym jak podała mi kawę.
- Hmm… to może… chciała cię uwieść? – zagadał ze śmiechem.
- Nie poczyniła żadnych dalszych kroków, które by na to
wskazywały. Cóż, już wtedy wiedziałem, że to miejsce jak żadne inne.
Kyoji spuścił wzrok i zaczął bawić się serwetką. Przełknął
ślinę, po czym zapytał:
- Czy… lubisz też kobiety?
- Nie. Pod względem estetycznym są piękne. Miło się na nie patrzy. Ale to wszystko.
Kyoji pokiwał głową, zastanawiając się czy zadać kolejne
pytanie. Takashi nie był jednak ani trochę wzburzony podjęciem takiego tematu,
więc zdecydował zapytać:
- Zawsze… zawsze o tym wiedziałeś? Że wolisz facetów?
Takashi znów się roześmiał.
- Wiesz, zaczyna to znów wyglądać jak jakaś seks terapia, a
nie normalne spotkanie. To dlatego się ze mną umówiłeś?
Kyoji drgnął i popchnął stolik, który nieco się poruszył
przy uderzeniu.
Na szczęście jeszcze
nie mamy drinków. Nie siedzimy tu nawet piętnaście minut, a już robię z siebie
widowisko…
- Nie! – zaprotestował szybko. – Wiesz, że nie…
- Spokojnie, tylko żartowałem. Możesz być ciekawy, tym
bardziej, że dopiero… zacząłeś odkrywać
swoją seksualność. Tak, zawsze było to dla mnie oczywiste, nawet zanim się
orientowałem o co w tym wszystkim chodzi. To było instynktowne.
- Instynktowne… - powtórzył odruchowo.
- Uważam, że instynkt jest zakorzeniony w ludziach znacznie
głębiej niż intelekt. Dlatego lepiej na nim polegać przy podejmowaniu decyzji.
– oparł głowę na dłoni i lekko przechylił ją w bok. – Tak też było w twoim
przypadku, prawda?
Kyoji nerwowo oblizał wargi, serce zabiło mu w piersi na to
śmiałe nawiązanie do ich pierwszego spotkania.
- Tak… jakby. To jakoś tak po prostu się wydarzyło.
- Nie. Ja sprawiłem, że to się wydarzyło. To pociągnęło za
sobą szereg pytań i odpowiedzi. Tak oto dziś się tu znaleźliśmy.
Nieśmiało podniósł wzrok i odważył się zapytać:
- W formie pytania czy odpowiedzi?
Usta mu drgnęły, ale nie roześmiał się, nie odpowiedział też
od razu. Jakaś myśl wyraźnie przemknęła przez jego głowę, Kyoji wiele by dał,
aby ją poznać. Wyglądało na to, że dobrze się bawił. W końcu odrzekł:
- To już zależy od nas.
Usłyszeli kroki i chwilę potem ukazała się im Nancy, niosąca
tackę, na której znajdowały się ich drinki. Sprawnym ruchem postawiła je przed
nimi. Kyoji przez chwilę mógł bezkarnie wpatrywać się w rozciągające się przed
nim tatuaże. Nigdy dotąd nie widział kobiety, która miałaby ich aż tyle. Jeleń
wpatrywał się w niego swoimi ogromnymi, niewinnymi oczyma.
Kiedy Nancy się oddaliła, rzucił okiem na swojego
dwukolorowego drinka w kieliszku na cienkiej nóżce i zagadał do Takashi’ego:
- Co to takiego?
- Dziewica. – jego oczy się śmiały, najwyraźniej spodziewał
się reakcji, jaką wywoła tym oznajmieniem. Tak jak przewidział, Kyoji
zakrztusił się zanim zdążył przełknąć pierwszy łyk. Wlepił w niego swoje
zszokowane oczy.
- Ż-że co? Tak się nazywa? – kiedy Takashi kiwnął głową,
kontynuował: - Dlaczego kupiłeś mi coś, co ma taką nazwę?
- Cóż, jest słodki i delikatny. Pomyślałem, że będzie ci
smakował. Pomyliłem się?
Kyoji wziął jeszcze jeden łyk, tym razem spokojniej i
pokręcił głową, starając się zapomnieć o swoim zmieszaniu.
- Nie. Dobre.
Przez chwilę milczeli, każdy zajęty sączeniem swojego trunku
i pogrążony we własnym myślach. Kyoji nie był przyzwyczajony do alkoholu,
zaledwie po paru łykach czuł się już nieco inaczej. Rozejrzał się po
otaczających ich ubraniach. Na półce dostrzegł rząd równo ustawionych
kosmetyków w metalowych puszkach i szklanych flakonikach, na niektórych z nich
znajdowały się namalowane jasnowłose, białe kobiety odziane w gorsety.
Gdzie w ogóle
można obecnie dostać kosmetyki z za morza i to z poprzedniej epoki? Skąd ona to wytrzasnęła?
Być może dawał się ponieść swojej wyobraźni, ale to miejsce
było jak szczelina między wymiarami, jak wyrwa w czasoprzestrzeni. Wydawało
się, że jest zupełnie nierealne.
Skoro znalazłem się
gdzieś, gdzie nie wiadomo co jest jawą a co snem, to może ja też mogę być kimś
innym?
Szybko dopił swojego drinka, nie bacząc na zdziwione
spojrzenie Takashi’ego.
- O. Widzę, że naprawdę ci smakuje. Chcesz następnego?
Bez skrępowania skinął głową. Naprawdę miał ochotę pozbyć
się swojego zdenerwowania i na chwilę stać się inną wersją siebie. Był przekonany, że odrobina
alkoholu, który zaszumi mu w głowie będzie niewątpliwie pomocna.
- Zejdę zamówić. Ganianie biednej Nancy w tę i z powrotem w
tych koturnach nie będzie zbyt eleganckie, nie sądzisz?
Wstał od stołu i zszedł ze schodów w stronę baru. Kyoji
delektował się chwilą samotności. O niczym nie myślał. Wsłuchiwał się w dziwny
rytm muzyki, który być może mógłby nawet polubić, gdyby się do niego
przyzwyczaił. Również wstał i podszedł do wieszaków z ubraniami, leniwie
poprzerzucał kilka z nich.
Kto by chciał chodzić
w koszulce z królikiem w okularach? Albo z nadrukowanymi cyckami? Czy
jakakolwiek dziewczyna wyszłaby w ogóle tak na ulicę?
Przeszedł kilka kroków w stronę półki z kosmetykami, wziął
do ręki jedno z opakowań i obejrzał z każdej strony, będąc niemal przekonanym,
że znajdzie termin ważności datowany na mniej więcej tysiąc dziewięćset
dziewięćdziesiąt.
- Lubisz grzebać w cudzych szafach, Kyoji?
Chłopak odwrócił się i spojrzał na Takashi’ego niosącego tackę
z dwoma świeżo przyrządzonymi drinkami. Poruszał się zupełnie bezszelestnie,
gdyby się nie odezwał, Kyoji znów dałby się zaskoczyć. Nie spuszczał z niego
wzroku, kiedy podchodził do stolika. Poruszał się z lekkością tancerza, każdy
ruch zawierał sugestię buzującej mu pod skórą energii i siły. Kyoji nerwowo
oblizał usta. Póki co wolał się nie zagłębiać w te myśli.
- Skoro są na sprzedaż. Obawiam się jednak, że nic mnie tu nie
interesuje.
- Zdziwiłbym się, gdyby cię zainteresowało – mruknął i
gestem przywołał go do stolika.
Kyoji zabrał się za kolejnego drinka. Po niespełna minucie
zaczęło do niego docierać, że cisza zaczyna się niezręcznie przeciągać. Takashi
milczał, być może czekając, aż Kyoji przejmie inicjatywę w rozmowie lub zastanawiając
się, co ma powiedzieć. Pomimo tego, że umiał umiejętnie prowadzić rozmowę, nie
miał przecież napisanego w głowie scenariusza, prawda? Zastanawiał się czy
takie małe, przyjemne konwersacje stanowiły część jego pracy. Czy niektórzy z
tym mężczyzn chcieli najpierw… porozmawiać? Czy zdarzali się nerwowi, tacy,
którzy na co dzień prowadzili pospolite życie? Wówczas Takashi musiał
prawdopodobnie pociągnąć za sznurki i odpowiednio manipulować rozmową, aby
klient się rozluźnił, poczuł odpowiedni nastrój… A może wszyscy po prostu
zamykali za sobą drzwi i kazali się mu rozebrać? Był ciekawy, jak wygląda praca
Takashi’ego za zamkniętymi drzwiami hotelowej sypialni, chciał też przede
wszystkim wiedzieć dlaczego mężczyzna się jej podjął. Jednak mimo młodego
wieku i braku doświadczenia, rozsądek mu podpowiadał, że takie pytania były
mocno nie na miejscu. W gruncie rzeczy prawie wcale się nie znali. Kyoji
wyciągnął do niego rękę z propozycją, którą Takashi przyjął i tak oto się tu
znaleźli. Mimo tego, wciąż byli raczej zawieszonym w próżni pytaniem niż
jakąkolwiek odpowiedzią.
Wziął głęboki oddech i napił się, osuszając pół kieliszka.
Jeśli chcesz być kimś
innym, oto odpowiedni moment.
Spojrzał na niego zalotnie i odparł z półuśmiechem.
- To miłe, że zdecydowałeś się ze mną umówić.
Czy ja naprawdę to
powiedziałem?! Och, jakie to… tandetne.
Czuł, jak oblewa się rumieńcem, ale nie spuścił wzroku.
Twarz mężczyzny rozciągnęła się w uśmiechu.
- Czemu miałbym odmówić? Skoro tak ładnie mnie poprosiłeś.
- Jesteś taki… bardzo… - wątek urwał mu się w
pół słowa i miał ochotę przekląć się za to, że w ogóle zaczął. Nie mógł
jednak się wycofać, bo Takashi patrzył na niego z wyczekiwaniem.
- Bardzo… jaki?
Otworzył usta, analizując co mógłby powiedzieć, żeby nie
zabrzmieć zbyt idiotycznie i nie pójść o krok za daleko.
Przystojny.
Piękny.
Seksowny.
- No… taki… -
powtórzył znów, umykając wzrokiem na znajdującą się za Takashi’m ścianę.
Powalający.
Zmysłowy.
Co za porażka,
zdecydowanie za dużo czasu spędzam z Naoki’m. Przekręcił mi mózg na swoje
podobieństwo.
Usta mu drgnęły, zlustrował wzrokiem coraz bardziej zaciekawionego Takashi’ego i wypalił:
- Wysoki.
Takashi spojrzał na niego zdziwiony, po czym wybuchnął
śmiechem, przez chwilę najwyraźniej nie mógł się opanować. Otarł łzy
z oczu i powiedział:
- Doprawdy, Kyoji… Wiele rzeczy słyszałem już na swój temat,
dobrych i złych. Ale to z pewnością najdziwniejszy komplement jaki ktoś
kiedykolwiek mi powiedział.
Kyoji czuł jak płonie ze wstydu, dłonie zacisnął w pięści.
Miał ochotę zapaść się pod ziemię i ta emocja zawładnęła nim do tego stopnia,
że nie zauważył nawet kiedy Takashi położył dłoń na jego zaciśniętej pięści.
Długie, zimne palce musnęły jego skórę. Powoli otworzył swoją dłoń i pozwolił
się pogładzić po jej wnętrzu. Kiedy odważył się podnieść wzrok i ich spojrzenia
się skrzyżowały, dostrzegł, że oczy Takashi’ego pociemniały, niosły ze sobą jakąś
obietnicę, której Kyoji jeszcze nie rozumiał. Czuł, że jego serce przyspiesza,
wyraźnie słyszał krew szumiącą mu w głowie. W ciągu kilku uderzeń serca,
Takashi nachylił się przez stół, ujął jego twarz i pocałował. Jęknął, gdy ich języki się zetknęły, wilgotny żar uderzał do głowy znacznie
szybciej niż wypity alkohol.
Jak coś tak prostego
może być tak podniecające?
Pozycja była niewygodna, więc Takashi prędko oderwał się od
niego, po czym bezceremonialnie okrążył stół i usiadł obok Kyoji’ego. Objął go
uśmiechając się zalotnie i znów przywarł do jego ust.
Wreszcie, nareszcie,
tyle razy o tym myślałem…
Przylgnął mocniej do mężczyzny i gorliwie odwzajemniał jego
pocałunek. Nie było już w nim tej niepewności, co za pierwszym razem. Wiedział,
czego chce i z każdym ruchem pogłębiał swoją przyjemność, bez skrępowania
pozwalał Takashi’emu penetrować swoje usta. Coraz więcej języka i zębów i Kyoji
czuł, jak całe jego ciało się napina, serce tłucze się w piersi, ledwo łapał
oddech. Przylgnął do Takashi’ego tak mocno jakby od tego zależało całe jego
życie, niemal się na nim położył. Kiedy poczuł rękę na swoim kroczu, jęknął mu w usta
i rozchylił nogi.
- Taki napalony z ciebie chłopiec, hm? – mruknął Takashi,
muskając ustami jego ucho. – Nie możesz się doczekać?
Kyoji spuścił wzrok, zażenowanie przebiło się nieco przez
obezwładniające go podniecenie.
- To dlatego, że jesteś taki podniecający.
- A nie wysoki?
Kyoji spojrzał na niego z urazą. Nie lubił, kiedy ktoś z
niego szydził to jeszcze w takiej sytuacji. Jednak kiedy dłoń Takashi’ego
znów zaczęła masować go przez spodnie, odchylił do tyłu głowę i rozkoszował się
chwilą. Chciał poczuć na sobie te zimne, eleganckie palce, chciał…
Dźwięk mytych naczyń wyrwał go z transu. Drgnął i
momentalnie przypomniał sobie, gdzie się znajdują i że robienie takich rzeczy w
miejscu publicznym to nie najlepszy pomysł.
- Po-czekaj. Takashi. Co jeśli ktoś wejdzie na górę?
- Nikt nie wejdzie. Mało osób wie o tym miejscu. W tygodniu
prawie nie ma gości.
- A co z Nancy? Przecież może przyjść, zapytać czy nie
potrzebujemy czegoś jeszcze.
- Zawsze przychodzi tylko po pierwsze zamówienie. Po kolejne trzeba samemu zejść na dół.
- A-ale jednak…
- Usłyszę te milowe buty jak tylko zacznie wspinać się na
schody – odparł i stwierdzając, że dyskusja dobiegła końca wsunął język do ucha
chłopaka.
Kyoji był tak zszokowany, że niemal spadł z siedzenia.
Chciał już zaprotestować i zapytać co to za dziwaczny pomysł, ale kiedy poczuł
jak wilgotny język pieści wnętrze jego ucha, niemal zobaczył gwiazdy przed
oczami. Nie miał pojęcia jak to się stało, że jego ucho i członek okazały się
być ze sobą jakoś magicznie połączone, ale przyjemność była zniewalająca.
Zamknął oczy i pozwolił się sobie zatracić w tej chwili. Kiedy Takashi rozpiął
mu spodnie i wsunął dłoń do jego majtek, zagryzł wargę, aby stłumić jęknięcie.
To już chyba jest
perfekcja. Nie mogę czuć się lepiej.
Okazało się jednak, że mógł, kiedy palce mężczyzny oplotły
jego penisa i zaczęły powoli się poruszać. Kiedy Takashi oderwał się od jego
ucha, Kyoji otworzył oczy, aby na niego spojrzeć. Widział wypełniające go
pożądanie i to pobudziło go jeszcze bardziej niż pieszczota.
- I jak? – zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Doskonale widzisz. Po
prostu znowu chcesz usłyszeć coś przyjemnego, no nie?
Stwierdził jednak, że Takashi zasłużył sobie na kilka słów
pochwały, więc odparł szczerze:
- Wspaniale. Nie wiem, jak to robisz.
- Chcę, żebyś doszedł tutaj. – mruknął i pocałował go
delikatnie. – W tym barze, wiedząc, że na dole znajduje się Nancy, która może
cię usłyszeć, jeśli będziesz za głośno. W każdej chwili może przyjść jakiś
klient, który zechce wejść na górę. Wtedy przerwę, a ty musisz się zachować,
jakbyśmy nic nie robili. Jasne?
Energicznie pokiwał głową, wiedząc, że w tamtej chwili
zgodziłby się niemal na wszystko, czując na swoim pulsującym członku tę sprawną
dłoń, która ani na chwilę nie przestawała się poruszać.
- Dobrze – Takashi nagrodził go kilkoma szybszymi ruchami.
Kyoji otworzył usta, czując, że jest już bardzo blisko. – Jeśli jednak nikt nie
wejdzie – kontynuował i znów zwolnił. – Doprowadzę cię do orgazmu.
To było tak podniecające, dać robić ze sobą takie rzeczy i mieć
świadomość, że w każdej chwili mogą zostać przyłapani. Poza tym poczucie
kontroli jaką miał nad nim Takashi sprawiała mu obezwładniającą, nie do końca
zrozumiałą dla niego przyjemność, była czymś, czego Kyoji nigdy wcześniej nie
rozważał. Nie wiedział nawet, że poczucie poddania się czyjejś woli może być
tak pobudzające. Rozkazujący głos Takashi’ego robił z nim coś niesamowitego,
sprawiał, że był coraz bardziej twardy i mokry, a ciało wiło się i wyginało
jakby już nie należało do niego. Nie był to jednak czas na rozumowanie i
analizę, dał się poprowadzić swojemu instynktowi, jak wcześniej poradził mu
Takashi.
- M-mogę też cię dotknąć? – zapytał nieśmiało.
Takashi skinął głową i patrzył z zainteresowaniem jak dłoń
Kyoji’ego opada na jego spodnie i gładzi przez materiał jego napiętą męskość.
Chłopak czuł, że był dość masywny, zdecydowanie większy od niego. Chciał
również wyciągnąć go ze spodni i odwzajemnić się Takashi’emu, ale ruchy
mężczyzny stawały się coraz szybsze i Kyoji nie potrafił się skupić na niczym
innym jak przeżywanie rozkoszy. Nagle znów poczuł język w swoich ustach, który
penetrował go zupełnie tak jakby… och. Był już naprawdę blisko, niecierpliwie
poruszał biodrami, wślizgując się w mocny uścisk dłoni Takashi’ego i
wyobrażając sobie, że ma w ustach członka mężczyzny, który pieprzyłby go tak z
zapamiętaniem. Pocałunek stłumił jęk, który z siebie wydał, kiedy wstrząsnęła
nim siła jego orgazmu. Ostatnie kilka ruchów wydobyło z niego resztki
przyjemności.
Takashi wyjął z kieszeni chusteczki i wręczając je
Kyoji’emu, zagadał zupełnie tak jakby nigdy nie przerwali swojej spokojnej,
kulturalnej rozmowy:
- To co? Następnego drinka?
***
Kiedy Takashi płacił, Kyoji miał problem ze spojrzeniem na
Nancy. Jego wzrok błądził po Marilyn Monroe, jamnikach, jeleniach i innych
cudach, które wypełniały bar. Gdy podniecenie opadło, nabrał pełnej świadomości
tego, co zrobił i miał wrażenie, że zagotuje się ze wstydu. Co jeśli zauważyła?
Co jeśli usłyszała?
- Hej. - kiedy kobieta go zawołała niemal się zaplątał w
hamak, obok którego stał. Poczuł serce przy samym gardle i spojrzał na nią
pytająco. Uśmiechnęła się ciepło, zupełnie tak, jakby na pewno się nie uśmiechała,
gdyby wiedziała, że przed chwilą siedział w jej lokalu z rozpiętym rozporkiem i
sterczącym przyrodzeniem.
Wyciągnęła z dużego słoika jeden cukierek i wręczyła go
chłopakowi.
- Proszę. Zawsze dajemy coś słodkiego nowym klientom.
Cóż, ja niewątpliwie
już dostałem coś słodkiego.
- O, dzięki – odparł, przyjmując podarunek.
Cukierek był owinięty w czerwono-niebieski papierek, na
którym znajdował się namalowany biały królik.
Kyoji uśmiechnął się do siebie.
Och? Czyżbym wpadł do
króliczej nory?
~~~
* fragment utworu
„Taken by a Stranger” w wykonaniu Leny Meyer. Gorąco polecam piosenkę i
teledysk, które ładnie oddają atmosferę rozdziału.
Jako ciekawostkę zdradzę, że zarówno bar „Pan Rogacz” jak i niespodziewanie zrzucająca z siebie ubrania Nancy nie są wytworem mojej
wyobraźni. Istnieją naprawdę i są dokładnie tacy, jak ich opisałam.
poniedziałek, 9 stycznia 2017
Velvet Heaven roz. III
III.
Był
całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw. Nie spodziewał się, że chłopak,
zapewne wewnętrznie niepewny i skonfliktowany, przyjdzie tak szybko. To
znaczyło, że musiał zrobić na nim niemałe wrażenie. Z uśmiechem przypomniał
sobie jego pocieszne, wydukane we wstydzie słowa. Kiedy mnie pocałowałeś… To… zapomniałem o wszystkim. O tym kim jestem,
kim ty jesteś… gdzie się znajdujemy… Nic nie miało znaczenia. Dużo musiało
go kosztować, żeby to powiedzieć. Prawdopodobnie nie chciał go zawieść, kiedy
Takashi naciskał na zdradzenie mu swoich odczuć. Miał ochotę złapać go za włosy
i nie bacząc na to, gdzie się znajdowali, przyciągnąć go do kolejnego
pocałunku. Zrobiłby to inaczej niż ostatnio… mniej delikatności, więcej pasji, więcej
tarcia i zębów. Zamknął oczy, przyjmując ze spokojem, kiedy jeden z klientów
napierał na niego od tyłu, coraz szybciej i szybciej go wypełniając, a drugi
manipulował jego głową, kontrolując głębokość penetracji. Robił to nieco zbyt
brutalnie, ale Takashi nie miał nic przeciwko temu, póki mógł swobodnie
zaczerpnąć oddechu. Ostatecznie byłoby w tym coś zdecydowanie zbyt żałosnego,
gdyby umarł tam, z czyimś kutasem w ustach. Ci dwaj nie byli tacy źli.
Oczywiście dwóch na raz to zdecydowanie więcej roboty, ale i stawka była dużo
większa. Ciekawe czy też byli uwikłani w jakieś przestępcze sprawki? Takashi
nie widział ich tam nigdy wcześniej. Emanowali jakąś zimną stanowczością, zupełnie
jak jakuza, ale póki go nie bili ani nie robili innych wykręconych rzeczy, niewiele
go to obchodziło. Tych dwóch zdecydowanie było zainteresowanych wyłącznie
porządnym, intensywnym rąbankiem i niczym więcej, mógł się odprężyć i przyjąć
to, co mu dawali. Nowy klient zawsze wiązał się z pewną dozą niepokoju; nigdy
nie dało się przewidzieć, czego można się po nim spodziewać.
Zamknął
oczy, wyobrażając sobie, że znajduje się w swoim domu, w swoim łóżku i ma pod
sobą drobne ciało rozciągniętego pod nim Kyoji’ego, z kończynami niedbale
rozrzuconymi na pościeli, przyzwalającego, aby zrobił z nim, co tylko mu się
podoba. Miałby wiele kreatywnych pomysłów. Ciekawe ile właściwie miał lat?
Zdecydowanie nie miał nigdy nikogo tak młodego, tak czystego. Kiedy wyobraził
sobie jaki musiał mieć ciasny tyłek, jęknął wbrew sobie. Klient łaskawie poluzował nieco uścisk,
myśląc, że zbyt go przydusił. Och. Dzięki
niebiosom za małe dobrodziejstwa. Bez trudu skupiał się na tym, co miał
robić jednocześnie snując swoje fantazje.
Takashi
nie był nowicjuszem. Czasem seks w klubie sprawiał mu przyjemność, szczególnie
w pierwszej połowie nocy, kiedy nie był jeszcze zbyt zmęczony, było coś
perwersyjnie podniecającego w oddawaniu się obcym. Miał swoich ulubionych
klientów, którzy zawsze do niego wracali. Wywoływanie w nim prawdziwych reakcji
i doprowadzenie go do orgazmu sprawiało im wyraźną przyjemność. Byli mili, ale
nie przesadnie, rozmowni, ale nie wylewni – w takim miejscu nie było mowy o
przyjaźni, czy o jakimś rodzącym się uczuciu. Nie cierpiał tych, którzy
przychodzili się wygadać, szukali ramienia, na którym mogliby się wypłakać –
ich łzawe, żałosne zwierzenia zabierały więcej czasu niż sam seks. Takashi miał
ochotę przewrócić oczami, kiedy raz po raz słuchał jak to żona go nie rozumie,
kochanek go zdradza, dzieci nie chodzą do szkoły, w pracy się nie układa, ale
musiał być miły i rozumiejący. Na pewno
chciałeś przyjść do burdelu a nie na psychoterapię?, miał ochotę zapytać,
ale kiwał tylko głową, od czasu do czasu udzielając jakiejś rady, o której i
tak wiedział, że zostanie zignorowana. Potem dochodziło do równie łzawego jak
zwierzenia seksu, bo ów mężczyzna szukał przede wszystkim pocieszenia.
Z drugiej strony klienci często nie dbali o to
czy stosunek dawał mu jakąkolwiek przyjemność, pieprzyli go za mocno, zbyt
długo, zbyt wiele razy, ostatecznie przecież właśnie za to zapłacili. Takashi w takich sytuacjach umiał się oderwać;
oddawał się swoim fantazjom, wspomnieniom albo sporządzał w głowie listę
zakupów na kolejny dzień.
Zastanawiał
się czy Kyoji myślał o nim w tej chwili. Co sobie pomyślał, kiedy Takashi
odszedł z dwoma klientami w stronę wynajętego pokoju? Czy był wściekły,
sfrustrowany, zazdrosny? A może wyobrażał sobie jak Takashi się rozbiera i
pozwala się wziąć obu mężczyznom, jednocześnie pełen niesmaku i uderzającej do
głowy rządzy? Może właśnie dochodził, wyobrażając sobie, że to on znajduje się
z Takashim w jednej z sypialni, że mówi mu o wszystkim, co by chciał, aby ten z
nim zrobił i Takashi usłużnie spełnia każde jego życzenie? Uśmiechnął się. Może
umysł chłopaka nie był taki zbrukany, może nie miał w sobie wystarczająco dużo
odwagi, aby zagłębiać się w takie myśli. Już wkrótce to się zmieni. Niedługo
nie będzie mógł myśleć o czymkolwiek innym i Takashi da mu wystarczająco dużo
inspiracji, aby jego fantazje nabrały pełnej gamy rozciągających się przed nim
możliwości.
***
Kiedy Kyoji wyszedł z Velvet Heaven, nie zastanawiał się
nawet nad tym, w jakim kierunku idzie. Nogi same poniosły go przed siebie i
zaczął zdawać sobie sprawę ze swojego otoczenia dopiero wtedy, gdy jakiś
kierowca zatrąbił na niego wściekle, kiedy wszedł na pasy na czerwonym świetle.
Przebiegł szybko na drugą stronę ulicy, przystanął i wziął kilka głębszych
oddechów. Starał się uspokoić swój
oddech. Chłodne wieczorne powietrze ukoiło nieco jego szybko bijące serce.
To, co robisz to
totalny idiotyzm. Co ty w ogóle sobie myślałeś?
Przecież wiedziałeś,
że Takashi tam pracuje, że jest… prostytutką. Dlaczego teraz czujesz się taki oszukany?
Był
taki sfrustrowany, taki… zły. Na kogo właściwie? Na siebie, na Takashi’ego czy
na mężczyzn, którzy mu go odebrali po zaledwie kilku minutach tak dobrze
zapowiadającej się rozmowy? Zdawało mu się, że na wszystkich na raz. Teraz z
pewnością się z nim zabawiali, każąc mu robić mnóstwo nieprzyzwoitych rzeczy, których
Kyoji nawet tak do końca nie mógł i nie chciał sobie wyobrażać. Coś lodowatego
i nieprzyjemnego wypełniło mu żołądek i zawiązało mu tam ciężką, twardą kulę.
Miał ochotę wrócić się do klubu i wyrzucić tych dwóch, paskudnych kolesi z
pokoju, który zajmowali, a potem… Potknął się o własne myśli. Dotarło do niego,
że to była… zazdrość.
Bez sensu. Czemu miałbym być zazdrosny o
faceta, którego praktycznie wcale nie znam. Raz się tylko pocałowaliśmy,
przecież to nic nie znaczy. Nie będę romansować z kimś, kogo co noc pieprzy
cały tabun nieznajomych ludzi.
Ta
myśl nieco dodała mu animuszu, wyprostował się i nieco spokojniejszym krokiem
ruszył przed siebie. Najlepiej było o tym zapomnieć. Czuł się idiotycznie, że w
ogóle tam wrócił. Co Takashi mógł sobie myśleć? Pewnie go bawiło, że mógł mu trochę
zakręcić w głowie, naopowiadać słodkich bzdur, a potem iść się pieprzyć ze
swoimi klientami.
Mam swoje ułożone życie. Nie będę się
angażować w takie szemrane sprawki.
Tamtego
wieczoru bez żalu opuścił dystrykt mieniącymi się oślepiającymi go neonami i
bogactwem zapachów dochodzących z przydrożnych restauracji i ruszył do domu.
***
Kiedy
przekręcał klucz w drzwiach swojego mieszkania, świat był zawieszony między
nocą i świtem; było to te kilka minut, kiedy noc nie była już nocą, ale nie
zdążyła jeszcze ustąpić miejsca dniu. Na czarnym niebie gdzieniegdzie pojawiały
się blade, szare smugi. Było zupełnie cicho. Nocne stworzenia i drapieżnicy wracali
do swoich miejsc, aby udać się na zasłużony odpoczynek, reszta powoli wybudzała
się ze snu.
Z
westchnieniem zamknął za sobą drzwi i zdjął buty. Wzrokiem zlustrował
mieszkanie; eleganckie, starannie wysprzątane, zimne i ciche. Para zielonych
oczu wpatrywała się w niego z oczekiwaniem.
-
Harukaze – pozdrowił kota cicho, na co ten miauknął entuzjastycznie i pobiegł
do kuchni, nie oglądając się za siebie.
Takashi
uśmiechnął się i ruszył w ślad za smukłą, czarną kotką. Wyjął z lodówki koci pokarm
i nałożył porcję do jej miski. Przez chwilę patrzył po prostu jak je, nie
myśląc o niczym. Przyłożył dłoń do swojego czoła, kojąc się własnym chłodem.
Bolała go głowa. Naumyślnie rozmazał swój makijaż, wiedząc, że zaraz i tak go
zmyje.
Był taki zmęczony.
Miał ochotę usiąść na krześle, ale wiedział, że jeśli to
zrobi to prawdopodobnie już nie wstanie. Haru w mgnieniu oka pochłonęła swoje
wczesne śniadanie, oblizała się i znów utkwiła w Takashim wzrok. Kiedy nie
zareagował, wykonała charakterystyczną dla niej pozę, z jedną łapką wyciągniętą
w przód.
Takashi parsknął śmiechem.
- Ale czarujesz, Haru – mruknął i pogłaskał ją, po czym
wstał i wyszedł z kuchni.
Zdjął z siebie przesiąknięte zapachem papierosów ubranie,
powiesił je na fotelu i poszedł wziąć prysznic. Zamknął oczy kiedy woda
spływała po jego obolałym ciele. Dziś miał aż ośmiu klientów, jak na jedną noc
było to zdecydowanie za dużo. Niemal mógł jeszcze poczuć na sobie ich ciężar,
usłyszeć ich sapanie w uchu. Nie czuł się jednak udręczony. Zmęczenie
przegoniło w jego głowie jakiekolwiek myśli, woda rozluźniała spięte ciało.
Kiedy poszedł do sypialni zobaczył, że Haru już zdążyła
ułożyć się na łóżku, oczywiście nie zostawiając mu żadnego wolnego miejsca.
Takashi ubrał się w dres, w którym zwykle sypiał i niezbyt delikatnym ruchem
przesunął kotkę na prawą stronę łóżka. Położył się obok i zamknął oczy. Kotka
zaczęła mruczeć, zadowolona z bliskości jej właściciela. Było w tym coś
ciepłego i kojącego, Takashi pomyślał, że ten dźwięk kojarzy mu się z szumem
morza.
Ostatecznie dobrze ją
nazwałem.
Ciche pomrukiwanie wygładzało i rozpraszało jego myśli.
Dryfował tak przez chwilę na skraju swojej świadomości, aż zapadł w spokojny
sen, w którym nie widział absolutnie nic.
***
Kiedy Kyoji się budził, słońce znajdowało się wysoko na
niebie. Zerwał się do siedzącej pozycji, po czym rozluźnił się, przypominając
sobie, że przecież jest sobota. Wczoraj, zmęczony własnymi, niezbyt pozytywnymi
myślami, nie umył się nawet ani nie zdjął ubrania. Długi spokojny sen nieco go
pokrzepił, miał wrażenie, że wydarzenia ubiegłej nocy są gdzieś daleko za nim i
nabrał przekonania, że tam już pozostaną.
Wstał, poczym przeciągnął się i ziewnął. Wyjął telefon,
który ubiegłej nocy położył pod poduszką i odkrył, że ma nową wiadomość od
jednego ze swoich szkolnych kolegów.
„Hej, dziś razem z ekipą idziemy razem na hot pot.
Dołączysz?”
Wciąż zaspany, odpisał lakoniczne „Dobra. O której i
gdzie?”, po czym wyszedł ze swojego pokoju i udał się do łazienki, a potem do
kuchni.
- Kyoji, wstałeś nareszcie. Co chcesz na śniadanie? – zapytała
matka chłopaka, nie odrywając wzroku z nad garnków, przy których mieszała coś
energicznie.
Ayumi była wesołą kobietą o pulchnych kształtach i miłym
spojrzeniu, jednak miała w sobie pewną subtelnie zakamuflowaną stanowczość, bez
której zapewne nie wychowałaby samotnie syna.
- Cześć, mamo. Wszystko jedno. Co gotujesz?
- Okonomiyaki - odparła i obrzuciła go pełnym zadumy
spojrzeniem. Przez chwilę wahała się czy podjąć temat, lecz w końcu zagadała:
- Gdzie ty się tak włóczysz ostatnio wieczorami, co? Czyżbyś
miał dziewczynę?
Kyoji z kwaśną miną zajął jedno z krzeseł i mruknął od
niechcenia.
- Niee, po prostu spotykam się z kolegami.
Którzy mnie całują i
obmacują w składzikach.
Ayumi uniosła nieco brwi i z tym wszystko wiedzącym
uśmiechem i przenikliwością charakterystyczną wszystkim matkom, postawiła przed
Kyojim jego śniadanie.
- Jakieś plany na dzisiaj?
- No. Idę z kolegami na hot pot.
- Z tymi, co ostatnio? – zapytała z pozornie niewinnym
uśmiechem.
Kiedy Kyoji posłał jej urażone spojrzenie, zreflektowała się
szybko.
- Och, przepraszam. Też byłam kiedyś młoda. To nie tak, że
nie wiem, że młodzi uwielbiają mieć swoje małe sekrety – odparła ze śmiechem.
Kyoji bez słowa i z raczej znikomym apetytem zabrał się za
jedzenie.
***
Restaurację wypełniał przyjemny, aromatyczny zapach
przyrządzanych dań. Zewsząd dochodziły go urywki prowadzonych rozmów, które zlewały się ze
sobą w jeden, niezrozumiały szum. Ludzie pod pretekstem wspólnego posiłku,
snuli swoje plany, szacowali bilans zysków i strat, zacieśniali więzi.
- Dziękuję – odparł, kiedy kelnerka nalała wrzątku do
filiżanki Takashi'ego, po czym oddaliła się do innych stolików.
Upił łyk herbaty i podniósł wzrok na siedzącego naprzeciw
niego Kimurę.
- No to jak? Co masz? – zagadał.
Kimura uśmiechnął się i odparł:
- Szybko przechodzisz do rzeczy.
- Znamy się nie od dziś, Kimura-kun. Myślę, że możemy sobie
odpuścić uprzejmości.
Mężczyzna westchnął i sięgnął do swojej torby.
- Dobrze więc. Nie jest to nic specjalnego, ale… może da się
coś z tym zrobić.
- Wszystko da się sprzedać. Trzeba tylko wiedzieć gdzie i
jak.
- Widzę, że robienie z tobą interesów to strzał w dziesiątkę
– mruknął słodko i podsunął Takashi’emu kilka zdjęć.
Mężczyzna zlustrował zdjęcia. Każdy z nich przedstawiał
jakieś dzieło sztuki.
- To oryginały? – dopytywał się.
Kimura wzruszył ramionami.
- To z pewnością niezbyt znani
autorzy. Nadęci amatorzy sztuki raczej się nie zorientują, nawet jeśli to
falsyfikaty.
Takashi z namysłem pokiwał głową.
- Trzeba tylko dobrze je
rozreklamować. Wmówić ludziom, że kryje się za nimi jakaś niesamowita wizja. No
i trafić w odpowiednie miejsce.
- Dokładnie. Masz klientów, którzy
mają jakieś powiązania ze sztuką?
Takashi zmarszczył brwi, przez chwilę się zastanawiając.
- Wiesz, oni do mnie nie przychodzą, żeby opowiedzieć mi historie
swojego życia…
Usta Kimury zadrgały.
- Chyba, że Akio.
Takashi wydał z siebie pełny irytacji dźwięk i przewrócił
oczami.
- Nawet mi nie przypominaj. Ostatnio prawie zasnąłem, kiedy
musiałem znieść drugą z rzędu godzinę rozpaczliwej tyrady o jego smętnym,
żałosnym życiu. Powinni mi za to dopłacać coś ekstra.
Kimura wybuchnął śmiechem.
- Ty przynajmniej masz super stawkę za godzinę. Ja muszę to
znosić za darmo, za każdym razem jak doklei się do baru i to zdecydowanie na dużej.
- Może jakiś mafioso kiedyś postanowi go utopić, nie mogąc
już znieść tego płaczliwego ujadania.
- Słyszałeś o tym, jak ktoś włożył mu do kieszeni wizytówkę z
telefonem linii zaufania? Pisało na
niej: „Jeśli pragniesz opowiedzieć komuś o swoich problemach, nie wahaj się
zadzwonić.”
Tym razem Takashi się zaśmiał.
- Żartujesz?
- Nie. Zdołowany Akio sam o tym opowiadał, rozkładając się
na barze po dziesiątym z kolei drinku dzień później. Jak to jakieś chamy sobie
z niego zażartowali.
- Manager powinien się go pozbyć. Psuje nam renomę.
- Topi u nas dużo pieniędzy, więc póki się mu nie skończą,
raczej nie liczyłbym na to.
- Hmm… więc cała nadzieja w krótkiej cierpliwości mafii?
- Na to wygląda. Wracając jednak do tematu…
- No tak. Wydaje mi się, że Matsuda… Tak, on często chodzi
na takie wernisaże. Jest chyba nawet patronem kilku artystów. Postaram się
zorientować. Ile z zysku proponujesz?
- Dwadzieścia procent.
Takashi spojrzał na niego prześmiewczo.
- Mam odwalić całą robotę i dostać dwadzieścia?
- Ja dostarczam materiał.
- A ja robię całą resztę. Pięćdziesiąt, albo nie rozmawiamy
dalej.
- Trzydzieści.
- Pięćdziesiąt. Nie schodzę ani pół procenta niżej – odparł
i uśmiechnął się delikatnie. – Chyba nie będziesz żałował przyjacielowi,
Kimura-kun?
- Niech cię diabli, Takashi. Niech ci będzie. Sprawiasz, że
zupełnie mięknę. A dostanę coś… ekstra? - zapytał sugestywnie.
- Zobaczymy jak się spiszesz z dostarczaniem materiałów. Na
razie za wcześnie na świętowanie – odparł i schował zdjęcia.
Kelnerka podeszła do ich stolika i postawiła na nim dwa
pierwsze dania, które zamówili. Mężczyźni zadowoleni z dobrze ubitego interesu,
zabrali się do jedzenia.
***
Piątkowe południe skąpało szkolne błonia w promieniach
wiosennego słońca. Kyoji w towarzystwie Naoki’ego ze smakiem zjadał swoje
drugie śniadanie. Chłopcy siedzieli razem na trawie przez jakiś czas nie mówiąc
nic do siebie, każdy zajęty jedzeniem i pogrążony w swoich myślach.
Minęło już pięć dni od kiedy widział się z Takashi’m. Kyoji
próbował o nim nie myśleć, co dzień wmawiając sobie, że poznał go właściwie
przez pomyłkę i nie ma żadnego sensu rozwijać ten znajomości. Jednak bez
względu na ten głos rozsądku, jego myśli ciągle snuły się wokół tajemniczego
mężczyzny, podsuwały mu wizje, w które wbrew sobie się zagłębiał.
Pięć długich dni, w trakcie których starał się wypełnić swój
czas wszystkim, co tylko wpadło mu do głowy. Wspólne wyjście z kolegami na hot pot, na karaoke, gry komputerowe,
zakupy, zazwyczaj odkładane na ostatnią chwilę zadania domowe, zabrał się nawet
za porządki, które odkładał od czasu Nowego Roku i za czyszczenie skrzynki
mailowej. W każdej chwili usilnie łapał się ram swojego dobrze znanego,
uporządkowanego świata, w którym bynajmniej nie było miejsca na chadzanie do
baru pełnego prostytutek i mafiosów.
Żenujące. Jak to w
ogóle mogło się stać?
Po prostu tam wpadłem.
Przez przypadek. Nie ma sensu dać się wodzić na nos przypadkowi.
Czy życiem nie rządzą
takie właśnie przypadki?
Miał wrażenie, że w jego głowie znajdują się dwie osoby,
które bez przerwy ze sobą dyskutowały i niemal groźnie wymachiwały do siebie
pięściami, ignorując jego rozpaczliwie nakazy natychmiastowego zamknięcia się.
Im bardziej starał się zapomnieć o całej sprawie, tłumacząc sobie, że była to
tylko jednorazowa, bardzo niefortunna przygoda, tym bardziej nie mógł odgonić
od siebie pokus, które przemawiały do niego zmysłowym, zachęcającym szeptem,
obiecując mu takie rzeczy, od których
zapierało mu dech w piersi.
Gdybyś znów tam
poszedł, mogłoby dojść do czegoś więcej niż tylko pocałunek. Może dotknąłby cię
tam… oplótł swoje chłodne palce wokół twojego członka? A może doszłoby do
czegoś więcej? Jakby to było, gdybyś tam wrócił i znów pozwolił mu się
pocałować, rozebrać, jakbyś się czuł mając na sobie jego nagie ciało…?
Z pewnością doskonale.
Tak, pewnie by cię
wziął zaraz po tym jak przeleciało go dziesięciu innych.
Miał ochotę krzyczeć, walić głową w ścianę, byleby tylko
odgonić od siebie te buzujące myśli, te nieustające głosy, które w żaden sposób
nie mogły dojść do porozumienia.
Czy to jest początek
schizofrenii?
Wmawiał sobie, że to tylko jakaś chwilowa fanaberia. Tak jak
wtedy, gdy pierwszy raz zagrał w swoją ulubioną grę komputerową i nie odchodził
od komputera przez bite dziesięć godzin. Jak wtedy, gdy był mały i za jednym
razem zjadł cały słoik kremu czekoladowego, bo
był taki dobry, po czym od razu zwymiotował. Przecież takie rzeczy w końcu przemijają, prawda?
Znajdował się w stanie permanentnego podniecenia, które
resztką silnej woli usilnie tłumił, kiedy był w szkole. Wyobrażał sobie
najnudniejsze, najmniej ekscytujące rzeczy. Stary nauczyciel z historii, który
przemawiał do nich sennym, monotonnym głosem, którym usypiał samego siebie.
Szczerbata pani z supermarketu nieopodal jego domu. Dziewczyna z trzeciej klasy
z co najmniej trzydziestoma kilogramami nadwagi. Takashi, jego przeszywające
spojrzenie, zmysłowe, rozchylone usta, gdyby tylko tak nimi…
Cholera jasna. Przecież
to chyba naprawdę jest początek choroby
psychicznej.
Stan, w którym się znalazł był dla niego niezwykle obcy,
przytłaczający, czuł się chory, lecz nie miał zielonego pojęcia na co i jak
temu zaradzić. Stracił spod nóg dobrze znany grunt i został wyrzucony na
nieznane dotąd wody.
Idź tam. Zdobądź go.
Albo pozwól się zdobyć.
Nienormalny,
nienormalny, nie-nor-ma-lny.
Nagle Naoki przerwał jego potok nieskładnych myśli,
maltretujących go głosów, które ciągnęły go w dwóch przeciwnych kierunkach
niczym dwa uparte osły.
- Słuchaj… poznałem kogoś – oznajmił, zamykając puste pudełko
po swoim lunchu.
- Serio? To ty wychodzisz jednak czasem do ludzi z tej swojej
krypty? - Kyoji spytał z zainteresowaniem. Niemal z wdzięcznością przyjął
możliwość rozmowy, aby tylko skupić się na czymś innym niż jego kłócące się ze
sobą myśli.
Naoki spojrzał na niego lekko urażony, lecz nie był tak
naprawdę zły. Zaraz pośpieszył z wyjaśnieniem:
- No cóż… poznałem ją przez Internet – odparł, wymawiając ostatnie słowo tak, jakby był tym
faktem niezwykle zażenowany.
Kyoji pytał dalej:
- I jak? Widzieliście się już?
Naoki poprawił okulary i mruknął, patrząc gdzieś w bok.
- Zobaczymy się… dziś po południu.
- To super, musisz być podekscytowany! Gdzie idziecie?
- Do biblioteki.
Kyoji zmarszczył brwi i obrzucił chłopaka krytycznym
spojrzeniem.
- Zwariowałeś? Zaprosiłeś kogoś na randkę do biblioteki? – z trudem powstrzymywał się
od klepnięcia siebie - lub przyjaciela – dłonią w czoło.
Naoki był już całkiem zażenowany i zaczął nieporadnie się
tłumaczyć:
- To… to właściwie wcale nie jest randka… Poznaliśmy się na
forum literackim… i tak… no… tak pomyślałem, że skoro oboje mamy zamiar
wypożyczyć nowe książki…
- To jest jakiś katastroficzny pomysł. Nie zapraszaj
dziewczyny do biblioteki, chyba, że bardzo chcesz, aby już nigdy nie chciała
się z tobą umówić. To takie… dziwne.
- Oboje lubimy czytać! Dlaczego więc wspólne pójście do
biblioteki jest takie dziwne? – obruszył się.
- I co będziecie robić? – odparł, po czym zakrył sobie
pudełkiem po śniadaniu część twarzy i zatrzepotał rzęsami. - Kukać na siebie
zalotnie znad opraw zakurzonych książek?
Naoki ze złością walnął go w ramię.
- Porozmawiajmy lepiej o twojej dziewczynie. Czemu jakoś
ostatnio nic o niej nie mówisz?
Kyojiemu w chwilę uśmiech zszedł z twarzy. W mgnieniu oka
powrócił do punktu wyjścia, do swojego błędnego koła.
- To nie jest moja dziewczyna – odparł cierpko.
- Och. Pokłóciliście się?
Kiedy Kyoji nie odpowiedział, zagłębiając się znów w swoich
natrętnych myślach , Naoki zagadał ostrożnie:
- Kyoji?
Poderwał nerwowe spojrzenie na zaniepokojonego Naoki’ego,
który przypatrywał się mu z uwagą. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że zupełnie
odpłynął i zapomniał odpowiedzieć. Na co to właściwie miał odpowiedzieć?
- Mówiłeś coś?
Naoki westchnął i powtórzył, nieco zaniepokojony:
- Pytałem, czy się pokłóciliście.
- N-nie, tylko stwierdziłem, że to nie ma sensu. Mówiłem ci,
że ona jest starsza no i…
… jest dziwką.
Cholernie pociągającą.
- … i przecież na pewno nie traktuje mnie poważnie.
Nie był pewien, co jeszcze miałby powiedzieć. Czuł, że Naoki
przypatruje mu się z uwagą.
- Hej, Kyoji. Nie chcę się wtrącać, ale… zauważyłem, że
ostatnio jesteś jakiś przybity, nieobecny. To z jej powodu, prawda?
Kyoji zaśmiał się, aby ukryć zażenowanie.
- Przestań… To nie ma znaczenia. Prawie jej nie znałem…
- Słuchaj. Wiem, że to będzie na mnie, jeśli się wkręcisz w
coś nieciekawego, ale… chciałem tylko powiedzieć, że lepiej jest żałować, że
się coś zrobiło, niż żałować, że się nie spróbowało.
Kyoji skrzywił się, zdając sobie sprawę, że słowa
przyjaciela emanują echem stu tysięcy ust, które zdążyły je już powtórzyć,
nabrawszy coraz większej mocy za każdym razem, kiedy ktoś powoływał się na ich
rację. Chciał je od siebie odepchnąć zanim zapuściłyby korzenie w jego umyśle, zasłaniając się
dystansem i sarkazmem, ale ze spojrzenia Naoki’ego zniknęła już ta głębia i zagadał lekkim
tonem:
- Zrobiłeś może zadanie z matmy? Jakoś tak zupełnie o tym
zapomniałem.
Kyoji uśmiechnął się i sięgnął do plecaka po swój zeszyt.
- Pewnie znowu zaczytując się w jakieś dramaty, co?
Usta Naokiego wykrzywiły się nieznacznie w łobuzerskim
uśmiechu.
***
Wiosenna pogoda bywała kapryśna, czasem w mgnieniu oka
zmieniała zdanie i z miłych, ciepłych dni przerzucała się na lodowate,
nieustające ulewy. Tamtego wieczoru deszcz lał już od kilku godzin i nie
zapowiadało się na to, aby miał przestać. Woda spływała ulicami, sunąc do
ścieków niczym połyskujący, srebrzysty wąż. Powietrze nabrało orzeźwiającej,
przyjemnej woni. Lubił ten zapach. Niemal żałował, że nie mógł być na zewnątrz,
wciąż pozostawało mu parę godzin zanim wróci
do domu.
Oby jeszcze padało.
Poranny deszcz zmyłby z niego przytłaczający żar nocy, kiedy
za każdym razem wszystkiego było zdecydowanie zbyt wiele, a jednak wciąż za
mało. Spięcie i rozprężenie mięśni, kołysanie,
kołysanie, kołysanie, powolne wznoszenie się na fali i opadanie.
Siedział właśnie samotnie przy oknie rozkoszując się swoją
chwilą bezruchu zupełnie niczym kot, kiedy coś na zewnątrz nagle przykuło jego
uwagę. Chłopiec z kapturem na głowie i z determinacją wypisaną na twarzy
przechodził obok okna, zdecydowanie zmierzał w stronę drzwi. Nie było w nim nic
z tej nieśmiałej niepewności, kiedy przyszedł tu po raz pierwszy.
No, proszę. W końcu
się pojawił.
Takashi przypuszczał, że Kyoji przyjdzie wcześniej po tamtej
zgrabnie złożonej mu obietnicy, domyślił się jednak, że widok dwóch klientów,
dla których ostatnio go zostawił musiał wywrzeć na nim większe wrażenie niż początkowo
się spodziewał.
Wygląda na to, że to
wrażliwy chłopak.
Zdawał sobie jednak sprawę, że zwłoka nie oznaczała
rezygnacji. Nie brał takiej możliwości pod uwagę. Kiedy widział tamten głód w
oczach Kyojiego, wiedział, że zagrał swoimi najlepszymi kartami. Nie było
takiej opcji, żeby nie wrócił. Zastawianie wnyków to jego specjalność.
Obserwował go, kiedy wszedł do środka. Nie dostrzegł go od
razu. Szedł szybkim krokiem w stronę baru, zapewne chciał zapytać Kimurę czy go
może zastał. W połowie drogi ich spojrzenia się spotkały. Chłopak drgnął i
znieruchomiał. Wahanie trwało tylko moment, potem podszedł spokojnym krokiem do
jego stolika. Silił się na pewność siebie i spokój, ale język jego ciała go
zdradzał. Takashi widział spięcie mięśni, zbyt sztywny krok. Był bardzo
zdenerwowany.
Ciekawe, co mu chodzi
po głowie. Zaraz się przekonamy.
- Hej – odezwał się z uśmiechem. Był zupełnie przemoczony,
woda spływała mu z kosmyków, jednak zdawał się nie przywiązywać do tego żadnej
wagi.
- Hej – odpowiedział miękkim tonem.
Przez parę sekund oboje patrzyli tylko na siebie, nic nie
mówiąc. Pożądanie, ciekawość, wstyd, niepewność. Takie ciekawe emocje w oczach,
które za chwilę umknęły w bok.
- Proszę, usiądź – zaproponował.
- W zasadzie przyszedłem tylko na chwilę… Spieszy mi się,
mam dziś swoje sprawy do załatwienia.
Już to widzę. Jak ty
masz teraz jakieś sprawy, to ja jestem królową Anglii.
Z uśmiechem
udawał, że kupuje tę nieporadnie skonstruowaną intrygę i słuchał dalej. Był
ciekaw, do czego chłopak zmierza.
- No i… pomyślałem, że to niezbyt wygodne, kiedy tak tu
wpadam niezapowiedziany…
Ach, tu go boli. Co z
oczu to z serca, hm? Ugryzł się w policzek, aby stłumić uśmiech.
- … więc… nie chcę ci przeszkadzać w pracy – kontynuował,
niemal krztusząc się ostatnim słowem.– Może moglibyśmy się spotkać… kiedy
będziesz mieć czas?
Pozwolił swoim ustom ułożyć się w uśmiech. Nie spodziewał się,
że chłopak tak dalece podejmie inicjatywę i zaprosi go na randkę. Zdawało się,
że wcale nie był taki nieśmiały na jakiego wyglądał. Z pewnością brakowało mu
doświadczenia, ale widocznie miał w sobie determinację. Po nieporadnym
wykrztuszeniu z siebie swojej propozycji, siedział skulony, patrzył na swoje
dłonie przyklejone do stołu, jakby chciał się złapać czegoś solidnego. Wyraźnie
bał się odrzucenia, bał się, że Takashi mu odmówi i to zaboli. To było takie słodkie, spijać ten strach i napięcie z
jego twarzy. Z przyjemnością pomilczałby jeszcze chwilę, aby się tym
delektować, ale wiedział, że dalsze przeciąganie ciszy wypadłoby nienaturalnie.
- Chętnie. W środę mam wolne. Co ty na to? – zapytał.
Kyoji wziął głęboki oddech jakby właśnie wynurzył się spod
wody i pokiwał głową, po czym dodał:
- Mhm. Środa może być.
- Świetnie. Podam ci swój numer telefonu, ok?
Kiedy Kyoji wyjmował swoją komórkę, dłoń wyraźnie mu drżała.
Zacisnął usta, niezadowolony z tego faktu. Po tym jak wymienili się numerami,
chłopak podniósł wzrok i zapytał:
- O której?
- W dzień wolałbym odespać po wtorku. Może być szósta?
- Jasne. No to… ja już pójdę – odparł i wstał od stolika.
Takashi skinął i odparł:
- W takim razie do zobaczenia, Kyoji.
- Mhm, na razie.
Jego nerwowość nie ustąpiła, ale kiedy wymawiał ostatnie
słowa przez zdenerwowanie przebił się pełen ulgi uśmiech.
Takashi był pewien, że mimo jego niezdarnych ruchów i
wstydliwości, w łóżku wszystkie więzy puszcza, zupełnie jak tama, na którą
naparł zbyt wielki ciężar. Już nie mógł się doczekać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)